Najwyższa Izba Kontroli skontrolowała 55 instytucji. Okazało się, że większość pracowników pracuje tam na umowach śmieciowych. Aż 90%!
Jest to oczywiście skandal. Umowy śmieciowe to najgorsza, najdroższa, najbardziej zbiurokratyzowana, rozrzutna i demotywująca forma zatrudnienia. Centralne urzędy finansowane przez nasze pieniądze powinny dbać o efektywność trochę lepiej.
Najgorsze wyniki ma Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, GIODO, Ministerstwo Finansów i centrala ZUS-u. Te trzy instytucje zatrudniają łącznie 5247 osób na umowę o pracę a tylko 23 osoby na umowy zlecenie. Umowy śmieciowe w tych instytucjach stanowią więc ponad 99.5%
Co oznacza, że są to instytucje drogie, nieefektywne, rozrzutne a ich pracownicy więcej myślą o tym jaką zrobić kawę niż o robocie. Połowa pieniędzy przeznaczonych dla pracowników idzie na śmieci – czyli na ZUS, odprawy, urlopy i obsługę całej tej koszmarnej biurokracji, która jest wymagana przy umowach o pracę. Pracownicy uwolnieni od konkurencji rynkowej nie muszą się starać, spieszyć ani dostosowywać do wymagań współczesnego świata.
A jak to komentują eksperci? Prof. Elżbieta Kryńska, ekspert od rynku pracy z Uniwersytetu Łódzkiego mówi: „Sektor publiczny powinien nieść przykład, wskazywać dobre praktyki dla firm prywatnych. Umowy pozaetatowe powinny być marginesem”.
Co pokazuje mi dwie rzeczy:
Pierwsza: chodzenie na studia niszczy mózg.
Druga: w Polsce ekspertem od rynku pracy jest ktoś, kto sam na tym rynku ani nie zatrudniał ani nie pracował.
Bogu dzięki, że nikt w tym kraju nie słucha ekspertów.