Podano wyniki próbnych matur z matematyki.
Matury były w listopadzie, jest styczeń, a matura to test wyboru. Jak to możliwe, że zliczenie tak banalnych danych trwa dwa miesiące? Nie wiem. Być może użyto liczydeł. Jak bym ja robił system obsługi matur to wyniki byłyby gotowe w godzinę po zakończeniu egzaminu. No ale ja nie jestem firmą państwową. Państwowe musi potrwać.
Połowa kwiatu młodzieży oblała.
Nie byłoby tragedii, gdyby matura się odbywała na takich zasadach, według który ja zdawałem. Ale dzisiaj żeby zdać wystarczy zaliczyć tylko 30% zadań. A wynik już jest policzony, bo egzamin to test wyboru – trzeba tylko wybrać prawidłowy.
Z ciekawości poszukałem jak wyglądają przykładowe zadania na próbnej maturze z matematyki. Znalazłem: www.edulandia.pl
Jestem pod wrażeniem. Bo okazuje się, że żeby zaliczyć trzy zadania z dziesięciu wystarczą same podstawy matematyki! To jest coś, co za moich czasów zaliczyć się dało pod koniec podstawówki.
Bo test wyboru sprowadza obliczanie wyniku do sprawdzenia poprawności wyniku, co stanowi jakieś 10% pracy, którą ja robiłem na swojej maturze. Szukanie miejsca zerowego funkcji przykładowo, to już nie jest szukanie miejsca zerowego, tylko sprawdzanie która z podanych liczb jest miejscem zerowym. Co jest wielokrotnie łatwiejsze. Nie trzeba przy tej maturze znać żadnego wzoru ani żadnych sposobów liczenia – wystarczy podstawowa arytmetyka, rozumienie tekstu i inteligencja.
I w takich warunkach zdała połowa?…
Na szczęście, że na maturze zostało jeszcze trochę zadań”otwartych” – to te gdzie trzeba samemu coś policzyć. Co prawda można żadnego nawet nie przeczytać i spokojnie zdać i tak.
Bo jakby ich nie było, to losowe podawanie wyników, czyste zgadywanie, dało by średnio 25% zaliczonych zadań. A skoro do zaliczenia matury wystarczy tylko 30%, to jest niebezpiecznie duża szansa, że przeciętna małpa zdałaby polską maturę. I to nawet nie chodząc do szkoły.
Jest oczywiście łatwy sposób na poprawienie globalnego poziomu uczniów. Ten sam sposób, który polscy urzędnicy stosują w makroekonomii, dzięki czemu jesteśmy gospodarczym tygrysem Europy.
Obniżyć próg wymagany do zaliczenia do 10% i już. Ustalmy, że jak ktoś zaliczy 1 zadanie na 10 to zdał maturę. Co, że uczeń zaznaczy wszędzie „A” i pójdzie do domu? Nie ma takiej możliwości – do tego musiałby rozumieć rachunek prawdopodobieństwa.
I w ten oto sposób będziemy mieć najzdolniejszą młodzież w Europie. Tak jak mamy najlepiej rozwijającą się gospodarkę.
Ja uważam, że wskaźnik zdawalności matur (w połączeniu ze skalą trudności tych matur) jest ważniejszy dla kraju niż wskaźnik bezrobocia, wskaźnik emigracji, wskaźnik długu publicznego i właściwie wszystkie inne.
Bo bezrobocie da się zmniejszyć. Z emigracji można wrócić. Dług się zresetuje to zaczniemy budować od nowa. Ale ci, którzy dziś są w liceum za 10,20,30 lat będą tworzyć Polskę. To oni będą Polską! Ci, którzy dziś nie potrafią wybrać jednej odpowiedzi z czterech, kiedy wystarczy tylko trochę pomyśleć.
Kraj samych debili i wtórnych analfabetów nie ma żadnej przyszłości i żadnej nadziei. Tego się nie da odbudować, naprawić ani załatać.
A poza tym gdybym był dyktatorem ustanowiłbym prawo, na mocy którego ktoś, kto nie zdał matury (ale takiej z moich czasów), nie ma prawa pisać żadnych komentarzy w internecie. Ani w ogóle zabierać głosu publicznie. Może tylko czytać i słuchać.
Dopóki się nie nauczy myśleć samodzielnie. I liczyć.
Tak bym zrobił. To by wszystkim na dobre wyszło.
A dziś – co zrobić – trzeba znosić to morze głupoty, ludzi którzy nie potrafią zliczyć do czterech, a wypowiadają się o gospodarce, ekonomii, płacach, o tym które kopalnie zostawić a które zamknąć…
Trzeba to znosić. Ewentualnie poczekać na dyktatora.