Ktoś mnie dziś zapytał o „pozamałżeńskie tańce damsko-męskie„. Myślałem, że żartuje, ale wyszukałem w Google. Teraz już wiem: są tacy ludzie, którzy używają tej nazwy poważnie.
O ile dobrze rozumiem, pozamałżeński taniec jest groźny, bo grozi dotknięciem. Zaś dotknięcie oburza Pana, zgodnie z teorią, że Bóg jest starym dewotą. A nawet jeżeli nie jest, to okazuje się, że jak dotkniesz babkę podczas tańca to prowadzi ponoć do kopulacji.
Nie wiem tylko jak to prowadzenie przebiega, bo nikt tego nie wyjaśnia. Czy jest to coś w rodzaju „ooops, przepraszam, to mój penis – wyrwał mi się, ale będę płacić alimenty„? Jeżeli dla najcnotliwszych z katolików droga do kopulacji jest taka prosta, to ja naprawdę powinienem mieć depresję.
Poza tym istnieją przecież i inne niebezpieczeństwa: taniec z kimś tej samej płci to „pozamałżeński homo taniec”. No bo wiadomo czym się kończy. Tańczenie samemu jeszcze gorsze. „Taniec samogwałt” – grzech czeka. A z kobietą pozamałżeńską to ja bym w ogóle nic nie robił. Pozamałżeńskie obierania banana może doprowadzić do seksu oralnego, a pozamałżeńskie korzystanie z tej samej ubikacji podczas wizyty u koleżanki… lepiej nawet nie myśleć.
A w ogóle nie wiem gdzie kto widział ostatnio taki taniec-ocieraniec. To, co ja najczęściej widzę, to podrygiwanie bez ładu i składu, o pół metra od „partnera”. Partnerem może być zresztą ktokolwiek. Może być nawet krzesło. Wszystko jedno, i tak każdy tańczy sam. A właściwie nie tańczy, bo taniec ma formę. Raczej skacze. Albo ćwiczy padaczkę, mi coraz trudniej rozróżnić.
Te tańce, o które się boją cnotliwi strażnicy erotycznej prewencji, odbywają się na ogół… na weselach. Co oznacza – i proszę teraz nie pęknąć ze śmiechu – że ciąg: taniec->dotyk->zła kopulacja jest niepełny. Bo naprawdę cały problem wygląda to tak:
ślub->wesele->taniec->dotyk->kopulacja->grzech
Widzę tu prosty wniosek: ślub prowadzi do grzechu. Widzę tu równie proste rozwiązanie problemu: wyeliminować ślub. Bo skoro taniec prowadzi do nierządu, a ślub do tańca, to jaki może być inny wniosek?
Logika, proszę księdza.
Ci więc, którzy słusznie zwracają naszą uwagę na niebezpieczne pozamałżeńskie tańce, powinni konsekwentnie przestrzegać przed ślubem. Na porządne wesela powinny przychodzić wyłącznie małżeństwa. I tańczyć wyłącznie ze sobą.
Z tym, że nie wiem po co wtedy w ogóle przychodzić, skoro na weselu z innymi to wolno tylko gadać. Ja to bym nawet zabronił gadać. Pozamałżeńska rozmowa Bóg wie do czego może doprowadzić.
Ja mam rozwiązanie ostateczne tego całego problemu. Żelazna logika prowadzi mnie bowiem do wniosku, że pełny ciąg przyczynowo-skutkowy kończący się na grzechu wygląda tak:
kościół->ślub->wesele->taniec->dotyk->zła kopulacja->grzech
Wypieprzmy kościół. Kościół prowadzi do złego.
Taniec? Taniec to się nawet nie umywa!