No proszę – moja pierwsza piosenka z samym pianinkiem zrobiła się popularna. Kto by się spodziewał?
Wczoraj spodobała się szczególnie ludziom z TOK FM. Puszczali ją parę razy i mieli przy tym dużo zabawy. Sam widziałem przez szybkę, siedząc u nich w studiu. Bardzo mnie to cieszy, bo po tą ją napisałem. Od 17:45 gaworzyłem sobie z prowadzącym podczas audycji na żywo, wyjaśniając przy okazji co to jest minarchizm i usiłując się wymigać od odpowiedzi na pytanie „czy jest pan Polakiem?” Szczerze mówiąc, dalej nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Odpowiedź mnie przerasta.
W ogóle jak słyszę „Polska” albo „Polak” to czuję się jakiś taki… niegodny. Ja jestem zwykły normalny człowiek (mimo, że baron), a tu mnie pytają o tak monumentalne sprawy jak Polska. Z dużej litery. Z wielkiej. Olbrzymiej! Tak monstrualnie gigantycznej, że przesłania całą tą drobną, przyziemną rzeczywistość. Wszystko inne schodzi przy Polsce na dalszy plan. Łącznie z powietrzem. Pewnie dlatego tak trudno ostatnio w Polsce oddychać.
Bo Polska jest po prostu zbyt wielka. Jest zbyt wzniosła i zbyt tragiczna, żeby tacy normalni, weseli ludzie jak ja mogli się do niej w ogóle przyznawać.
Dlatego nie wiem co odpowiedzieć kiedy mnie pytają „czy jest pan Polakiem?”
Bo załóżmy, że powiem „tak„. Co wtedy? To przecież zobowiązuje. Zwłaszcza w Warszawie. Tutaj nie można przejść ulicą, żeby nie zobaczyć kilku tabliczek z napisem „miejsce uświęcone krwią Polaków” albo „w tym miejscu polegli broniąc Ojczyzny – cześć ich pamięci!„. I jak tu załatwić sprawy, kiedy przy każdej tabliczce trzeba się – jako zadeklarowany Polak – zatrzymywać i upamiętniać?
Ostatnie dwa dni chodziłem na przykład po urzędach. Chciałem motorower zarejestrować, i jednej pani w urzędzie miasta się nie spodobało, że miała jakiś numer nie na fakturze, tylko na homologacji, więc musiałem jechać przez pół Warszawy, żeby pan dopisał ten nieszczęsny numer, który pani i tak już miała. No przecież gdybym był zadeklarowanym Polakiem musiałbym po drodze 40 razy upamiętniać! Składać znicze i wieńce, a skąd ja mam wziąć na to pieniądze, kiedy zostawiłem je już wcześniej u tej pani w urzędzie?
Tej pani to dobrze, ona sobie może pozwolić na bycie prawdziwą Polką. Cały dzień siedzi w jednym miejscu, i ma wiele pieniędzy od patriotów rejestrujących pojazdy na kupowanie zniczy. Fajnie jej, że nikt jej nie każe jeździć po to, żeby napisać 20 znaczków na kawałku kartki, mimo, że już ma te znaczki na innym kawałku kartki. Nie każe jej, bo pani jeździ autobusem. Dzisiaj pani urzędniczka była już bardziej wyrozumiała. Chyba doszło do niej, że nie każdego stać na bycie prawdziwym Polakiem. Bo nie kazała mi drugi raz jechać przez pół Warszawy, pomimo, że popełniłem kolejny raz kardynalny błąd. Strony były nie ponumerowane. No proszę – urzędniczka, a ma serce…
Z drugiej strony nie mogę też ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że Polakiem nie jestem. Lubię przecież polski chleb i pączki, lubię pierogi, śmieszy mnie Seksmisja i Rejs, lubię piosenki Jacka Kaczmarskiego i chętnie posługuję się polskim językiem. Ba, piszę nawet. Ale nie jest to akurat zasługą polskich szkół. Do nich się akurat nie przyznaję. Ale do języka, tak.
Lubię otwartość, szczerość i gościnność typową dla Polaków. Podziwiam ich waleczność i odwagę, mimo, że często wynika ona ze ślepoty, ignorancji i dziecinnej naiwności. Lubię moich przyjaciół, z których wielu się w Polsce urodziło. I nie mogę zaprzeczyć, że jest we mnie coś polskiego, czy chcę czy nie chcę – mimo, że nie ma tego zbyt wiele.
I dlatego nie odpowiem na pytanie „czy jesteś Polakiem„.
Niektórzy mimo wszystko podejrzewają, że to nie do końca prawda. Że to wcale nie dlatego nie odpowiadam na pytanie. I pytają czy to przypadkiem nie chodzi o to, że widząc ten zalew głupoty, zawiści, donosicielstwa, kłamstwa, kradzieży, hipokryzji, olewactwa i dziadostwa, ja się po prostu wstydzę przyznać, że mam z taką Polską coś wspólnego?
I na to pytanie też nie odpowiem.
PS: Audycję z TOK FM można posłuchać tutaj (15 minut):