Teraz was zaskoczę: czy wiecie, że w polską konstytucję jest wpisany minarchizm?
Minarchizm to pogląd zakładający minimalną ilość państwa w naszym życiu. Państwo ma regulować nasze sprawy tylko tam, gdzie my – prywatni ludzie – nie zrobimy tego lepiej.
I dokładnie to mówi polska konstytucja.
A gdzie? A w preambule. To taka część na początku tekstu wyjaśniająca po co w ogóle jest ta konstytucja i na jakich założeniach opierają się jej postanowienia.
Preambuła mówi tak: „ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości„.
I gdzie tu minarchizm?
W ostatnich słowach. Zasada pomocniczości (inaczej: subsydiarność) mówi, że każdy szczebel władzy ma realizować tylko te zadania, których nie może realizować niższy szczebel albo sami obywatele. Tą zasadę można streścić słowami: „tyle władzy, na ile to konieczne, tyle wolności, na ile to możliwe„.
Toż przecież żywcem założenia minarchizmu! I tej zasady każe się trzymać konstytucja? Na to wygląda.
Ale zanim radośnie krzykniecie, że mamy cudowną konstytucję opartą za zasadach wolności i ograniczenia władzy, przypomnę wam smutny fakt: nikt się w Polsce konstytucji nie trzyma.
Dosłownie nikt.
Ani sądy (co najwyraźniej pokazała sprawa Waldemara Deski), ani prawodawstwo, ani sejm, ani prawnicy.
Ani nawet sama konstytucja. Bo wiele artykułów zawartych w konstytucji jest sprzecznych z zasadą subsydiarności zawartą w preambule.
No bo jak pogodzić konstytucyjny obowiązek chodzenia do szkoły do 18 roku życia z zasadą pomocniczności? Jak pogodzić państwową służbę zdrowia? Lub „wspierania rozwoju budownictwa socjalnego (Art 74)? Czy nie dowiedziono już dawno, że sami obywatele robią te rzeczy o wiele lepiej? Czy nie da się zapewnić edukacji, usług zdrowotnych i tanich mieszkań bez konieczności organizowania tego na najwyższym państwowym szczeblu? Oczywiście, że się da!
Więc tyle z minarchizmu wpisanego w konstytucję.
Trudno wymagać, żeby ktokolwiek dbał o konstytucję, która jest wewnętrznie niespójna i której przepisy przeczą swoim własnym założeniom.
Naprawdę trudno słuchać konstytucji, skoro nawet ona sama siebie nie słucha.
Trudno wymagać od obywateli tego kraju, żeby poważnie traktowali prawo, które wygląda jak zbiór najpiękniejszych idei ludzkości, połączonych na zasadzie pizzy: im więcej składników, tym lepsza pizza. A czy to ma sens? Czy tego się da w ogóle przestrzegać?
No pewnie się nie da.
Ale za to jak brzmi!