Internet istnieje po to, żeśmy mieli dobre samopoczucie.
Z 10-ciu zdjęć do publikacji na Faceboku wybierasz to, na którym jesteś najładniejsza. Wyrzucasz 9, na których „nie wyszłaś”. W ten sposób Facebook staje się odbiciem top 10% rzeczywistości.
Sęk w tym, że w prawdziwym życiu nie ma, że „nie wyszłam”. Wszystkie twoje twarze są natychmiast publikowane w RealBooku. Bez retuszu. Nie powiesz rzeczywistości: „nie, tego niech nie będzie, bo tutaj miałem gorszy dzień”.
Nie dziwię się wcale, że tak dużo ludzi woli żyć w świecie, gdzie widać 10% tego co najlepsze.
Nie dziwię się też, że co bardziej świadome osoby mają odrazę do takiego zakłamania i trzymają się od Facebooka z daleka. To ten sam rodzaj obrzydzenia, który każe im wyłączać reklamy i reagować pogardą na kurs uśmiechniętego pana w drogim garniturze pod tytułem „jak szybko i bez wysiłku zmienić życie i zostać bogatym”.
Wszystko co złe, brzydkie, smutne, monotonne, stare zmiatamy tutaj pod dywan. Nie ma tu rzeczy wymagających poświęcenia ani cierpliwości.
I po co tak?
No po to, żeby mieć dobre samopoczucie!
I nie udawaj, że tego nie rozumiesz. Możesz być jednym z tych chorych ludzi, którzy widzą sens życia w kontemplacji zła, śmierci, cierpienia, krzywd i przegranych wojen, ale większa jest jednak szansa, że wolisz czuć się szczęśliwy.
No to się czuj. Jesteś na Faceboku!
Ale im bardziej idiotycznie ten sztuczny raj wygląda, tym mocniej brzmi w nim głos z trzeźwego świata.
Ja jestem głosem zwyczajnego realizmu.
Tu, pomiędzy kotami i linkami do piosenek w 40% wygenerowanych przez komputer, a w 50% przez Dział Marketingu, zwykły realizm wygląda jak skondensowany smutek, samotność, przygnębienie. Człowiek z Rzeczywistości, który wie, że obraz top 10% to nie obraz rzeczywistości, to krytyk i maruda.
Sram na to.
Kto głupi, niech głupieje bardziej. Kto mądry niech się robi mądrzejszy. A kto zasnął niech się obudzi.
Martin Lechowicz
PS. Hej, lato jest – zapraszam do spotkań w realnym świecie!