Odkąd istnieje kultura i cywilizacja każdy wódz, szaman, baron czy książę starał się o to, żeby lud go podziwiał. Potrzeba bycia podziwianym to naturalny odruch każdego, kto ma władzę – wszystko jedno czy to kraj, firma czy dom.
W Rzymie cezar maszerował na oczach całego ludu w pochodzie triumfalnym. Średniowieczny książę zasiadał na widocznym miejscu podczas rycerskich turniejów. A amerykański tata i mąż przy stole podczas Thanksgiving skupiał na sobie wzrok kiedy jako pierwszy kroił indyka.
To naturalne.
Tylko tyrani bali się wychodzić do ludzi. Tylko tym, którzy nadużywali władzy, na którą nie zasłużyli, strach kazał się izolować. Taki strach musi być naprawdę wielki, skoro jest w stanie przełamać naturalną potrzebę władcy do bycia podziwianym.
Pomyślałem o tym wszystkim kiedy wczoraj próbowałem przejechać przez Warszawę – zamkniętą, obstawioną, zabarykadowaną. Z wojskiem i policją, które za lepszych czasów ludzkości służyły do tego, żeby rozentuzjazmowany, oszołomiony lud przypadkiem nie udusił cezara.
Dzisiaj służą władcom tego świata, żeby bronić ich przed atakami ludu.
Ludu, którego nie obchodzi zupełnie kto akurat jedzie w kuloodpornym samochodzie. Lud chce tylko przejść przez Aleje Jerozolimskie, żeby się dostać do McDonalda na Świętokrzyskiej.
Nawet Jezus, narażony na śmierć z rąk wpływowych przeciwników politycznych, nie musiał mieć żadnej obstawy, kiedy wjeżdżał do Jerozolimy. Lud był jego najlepszą obstawą.
Ale władcy Europy i Ameryki boją się. Boją się właśnie tego ludu.
Który cezar utajniałby informacje, gdzie i kiedy będzie szedł w pochodzie triumfalnym? Który książę zamknąłby pół miasta po to, żeby żaden zwykły człowiek nie mógł się zbliżyć do niego na kilometr? Który tata przeszukiwałby rodzinę zanim ich wpuści na obiad świąteczny?
Boją się nas generałowie, którzy mają nas bronić.
Boją się ministrowie, którzy mają nam służyć.
Boją się prezydenci, których wybrała większość z nas, żeby nas reprezentowali.
W jakich dziś czasach żyjemy? Żyjemy w czasach tyranów.
Mogą mówić o demokracji. Mogą mówić o reprezentacji i poparciu.
Ale zamknięta Warszawa, snajperzy na dachach i przemykające po pustych ulicach pancerne samochody z ciemnymi szybami krzyczą o wiele głośniej.
Krzyczą, że w środku jedzie tyran. Tyran, który boi się tych, którym miał służyć.