Nigdy nie mogłem zrozumieć co takiego pociągającego jest w tzw. „normalnym życiu”, że ludzie wypruwają sobie żyły, żeby ich przyjaciele ziewali 10 sekund po tym jak zadadzą pytanie „co u ciebie”.
Czy ktokolwiek chciałby oglądać film, w którym nic się nie dzieje. Który od stu tysięcy filmów różni się tylko tytułem i imionami bohaterów?
Czuję się zakłopotany swoimi własnymi odczuciami na widok zdjęć na Facebooku przyjaciół z dawnych lat. Wczasy z rodziną w popularnej lokalizacji wakacyjnej, remont mieszkania kupionego na kredyt, nagroda za 20 lat stażu w pracy. Pies. Dziecko. Drugie dziecko. Kot. Urodziny z tortem. Czyjś ślub. Dziecko. Kot z psem. Wszystko takie normalne.
I dziesiątki podobnych im normalnych ludzi piszących w komentarzach „ale to piękne” – tak jakby nie widzieli tych samych rzeczy w tej samej scenografii czterdzieści osiem razy w tym miesiącu.
Piękno jest siostrą niezwykłości. Banały są brzydkie.
Unikam więc komentowania i nawet patrzenia na zdjęcia normalności. Bo gdybym miał napisać absolutnie szczerze jakie reakcje wywołują u mnie kolejne sukcesy życiowe typu urodzenie dziecka, podwyżka w pracy i pomalowanie ścian na nowy kolor, to bym musiał użyć jakichś synonimów słowa „mierność”.
A nie chcę, żeby się poczuli źle. Wydają się szczęśliwi.
Nie wiem czy są. Wątpię, że są. Wątpię, że w ogóle wiedzą co to znaczy „szczęśliwi”. Postawili sobie poprzeczkę na wysokości kostek i przeskoczyli. Ok, sukces, niech będzie. Złoty medal i tak dalej.
Po co mam coś mówić tym ludziom? Może lepiej się zamknę i dam im konsumować te okruchy życia, ubezpieczenie na życie od życia, z dożywotnią gwarancją, że jakoś to będzie.
Nic nie mówię, nic nie piszę, nie dzwonię, ale i tak źle mi z tym. Bo co z tego, że ja się zamknę, skoro moje życie jest przecież ryczącym pod niebiosa dowodem na to, że da się inaczej. Da się bez samochodu i jest fajniej. Da się bez mieszkania na kredyt, i jest super. Da się bez obowiązkowych studiów i jest pełno pracy. Da się bez normalności – i jest życie.
Rezygnacja z szerokiej, wygodnej autostrady normalności nadaje życiu mocny, wyraźny smak. Coś jak smak kawy w porównaniu z piciem wywaru z papieru toaletowego. Ten smak jest nagrodą sam w sobie. Ale to nie jedyna nagroda – ryzyko ma to do siebie, że przynosi czasem wielkie wygrane.
– Cóż, jeden lubi spokój, drugi ryzyko – wzrusza na to ramionami normalny człowiek.
To prawda. Pod warunkiem, że traktujemy życie jako uciążliwą niedogodność w cierpliwym oczekiwaniu na ostateczny sukces: grób.