Następnego dnia po tym jak napisałem, że świat odkrywa uroki cenzury, Facebook wyrzucił mój filmik i zablokował mi konto na tydzień.
Przestałem istnieć.
Pisałem już kilka razy o administratorach-analfabetach, więc nie będę się rozwodzić. Po raz kolejny ktoś nie potrafił rozróżnić między nawoływaniem do rasizmu od satyry wyśmiewającej rasizm.
Gdyby Charlie Chaplin żył dzisiaj, wyleciałby z Facebooka za film „Dyktator”.
Wielu ludzi jest przekonanych, że za namiętne cenzurowanie Facebooka odpowiadają automaty. A ja jestem pewien, że nie. Głupotę komputera widać wtedy, kiedy banuje analityka, bo wykrył w jego tekście słowo „anal„. Tak robi komputera, kiedy go idiota programuje.
Głupota człowieka jest daleko gorsza. Bo jak idiota zaprogramuje człowieka, to taki człowiek ją wzmacnia. Wymyśla coraz to nowe możliwości stosowania swojego zidiociałego programu. I na przykład klasyfikuje zdjęcie mieszkańców Afryki w tradycyjnych strojach jako pornografię. Albo wyrzuca za rasizm człowieka, który staje po stronie bezbronnych ofiar napadów i gwałtów.
Filmik treściowo jest raczej marny, bo to tylko test z scenariuszem napisanym w 3 minuty. Chciałem sprawdzić jak szybko da się robić animacje tego typu, jak się sprawdza taka nowa forma i czy warto to robić.
Niestety nie sprawdzę, bo zamiast opinii dostałem bana na tydzień. Co dało oczywiście efekt przeciwny do zamierzonego – bo teraz mam ochotę wk***iać wszystkich jeszcze bardziej. Zawsze jest taki efekt, kiedy jako sposób rozmowy akceptuje się zamykanie ust.
No zabijcie mnie, ale nie wiem co w tym filmie kwalifikuje się na usuwanie i blokowanie konta na tydzień.
Mam tego dość.
Uświadomiłem sobie nagle, że od paru lat jestem etatowym pracownikiem redakcji Facebooka. A nad sobą mam niekompetentnego redaktora naczelnego, którego wtórny analfabetyzm ustępuje jedynie jego zaangażowaniu politycznemu.
Ja piszę, on decyduje kto to przeczyta. Ja zdobywam czytelników, on za nic nie odpowiada. I jeszcze każe mi płacić za to, żeby moi czytelnicy mogli przeczytać to co napisałem. A kiedy mu się coś nie spodoba, to nie dyskutuje, nie wyjaśnia, tylko wyrzuca mnie z pracy bez uprzedzenia razem z moim tekstem. Na tydzień. Albo miesiąc. Bez uzasadnienia. Bez możliwości odwołania się. Bez żadnej odpowiedzialności.
A ja ląduję w czarnej dziurze. Bo przez te lata zdążyłem całe swoje komunikacyjne życie uzależnić od jednego dostawcy usług, który może wszystko, nie odpowiada za nic.
Źle się stało, że praktycznie cała społeczna komunikacja przeniosła nam się do Facebooka. Co to za dyskusja publiczna, kiedy nie wolno wyrażać poglądów, które jeden facet uzna za nieodpowiednie?
Nie przypomina wam to czegoś?
Facebook idzie dokładnie tą samą drogą, co dzisiejsza TVP.
Problem w tym, że telewizję możemy łatwo zmieniać. Ba, nawet kraj można łatwo zmienić. Ale nie można zmienić obszaru publicznej rozmowy. Bo dzisiaj istnieje tylko jeden.
W ostatnich miesiącach na świecie wzmaga się dyskusja o coraz bardziej bezczelnym cenzurowaniu treści przez Facebook. Jego właściciele dostosowują się do wszelkich życzeń wszelkich rządów. W Niemczech nie można pisać krytycznie o imigrantach, w USA o Islamie, w Izraelu o Palestyńczykach a Chiny negocjują taką modyfikację oprogramowania, żeby administracja rządowa mogła samodzielnie usuwać wpisy łamiące Zasady Ludowej Społeczności Chin.
Pchaliśmy się wszyscy do „mediów społecznościowych” z jakimś oślim zachwytem. Bez najmniejszej refleksji uzależniliśmy całe nasze funkcjonowanie od decyzji i zachcianek jednej firmy.
Dziś wszyscy jesteśmy zakładnikami Facebooka.
I właśnie zdałem sobie z tego sprawę.
A że wolność jest cenniejsza niż wpływy, zarobki, marketingi i popularność, na Facebooku nie będę pisał już niczego poza linkami, ogłoszeniami i reklamą. Na nic bardziej wartościowego nie ma tam miejsca – szkoda czasu.
Teksty będą tutaj na blogu. Jak komuś tekst się spodoba to zachęcam do dzielenia się na Facebooku, zrobiłem wygodny przycisk pod tekstem. Polecam też zapisać się na powiadomienia mailowe, bo są bardzo wygodne. Można też zawsze łatwo wyłączyć.
Filmiki, piosenki i inne ruchome rzeczy będą na YouTube.
A wszystkie informacje i złośliwe komentarze na Twiterze. Jest dużo wygodniejszy niż Facebook i przede wszystkim – rozumieją dobrze koncepcję wolności słowa. Chłopcy od Twittera myślą o ludziach, nie o rządach.
Czas na odwyk. Czas przestać być uzależnionym. Czas odzyskać swoją wolność w sieci. Co innego znosić fochy nie liczącej się nikim firmy bez zasad – co innego być od niej uzależnionym.
Zapraszam do subskrybowania bloga i dołączania się do Twitera!
Martin Lechowicz