Polscy biskupi sugerują, żeby zorganizować pomóc dla paru osób z terenów dotkniętych wojną. Ja wiem, że to przestarzałe mówić w Polsce o uchodźcach „osoba”, ale pozwólcie, że niczym Korwin-Mikke, zachowam pewną staroświeckość języka.
Biskupi, w ramach zbliżania się do narodu, postanowili zignorować 3/4 przypowieści Jezusa i odrzucają z puli pomocy wszystkich mężczyzn, wszystkie żony oraz ludzi zdrowych.
Gdyby nie to ostatnie, zastanawiałbym się, czy księża chcą po prostu mieć więcej dziewic w parafii. Ale nie. Jednak nie. Po prostu boją się mężczyzn.
Jak zresztą większość kraju.
Korytarze pomocy humanitarnej dla ludzi z terenów objętych wojną (ale tylko chorych, niepełnosprawnych, samotnych, niedorozwiniętych, którym uda się przejść przez szczegółowe, upokarzające kontrole) spotkały się z odrzuceniem większości społeczeństwa. Tak wynika z ankiety.
Wśród „wierzących nie praktykujących” – czyli tych którzy ignorują 4/4 przypowieści Jezusa – prawie 80% ankietowanych powiedziało na propozycję biskupów „nie”.
Co wyjaśnia na czym polega nie praktykowanie. Ale wciąż nie wyjaśnia na czym polega wierzenie.
Okazuje się, że Polacy nie słuchają ani Jezusa ani nawet biskupów, którzy chcą pokazać minimum przyzwoitości i pomóc choć garstce ludzi, którym się sypią na głowę bomby. Chcą to zrobić trochę inaczej niż Jezus, czyli dbając przede wszystkim o własny tyłek. Ale chcą! I to na własny koszt i własnym wysiłkiem. A wierni i tak mówią: nie, my nikomu w takiej sytuacji pomagać nie chcemy.
Słynna polska gościnność, słynna polska odwaga jest też wierząca nie praktykująca.
Swoją drogą nie udało mi się nigdy przetłumaczyć terminu „wierzący nie praktykujący”. W każdym innym języku po przetłumaczeniu brzmi jak totalny absurd.
Bo pewnie jest.
Więc dla 80% społeczeństwa ode mnie zagadka.
Kto powiedział słowa: „byłem głodny, a nie daliście mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście mi pić, byłem przybyszem, a nie przyjęliście mnie”?
Podpowiem: był to ktoś obcy nam kulturowo.
Ale był wierzący. I praktykujący. Nawet bardzo.