Większość znanych mi par jest dupy.
Są to pary sztucznie utrzymywane w stanie śmierci klinicznej, Bóg jeden wie w jakim celu.
Są ludzie, którzy gdybyli mieli rozum, wyobraźnię i odwagę, powinni się natychmiast rozstać. Bo cena kontynuowania bycia razem jest daleko większa niż cena rozstania.
Ludzie wyobrażają sobie, że zakończenie bliskiej relacji z kimś, z kim się człowiek codziennie męczy, przynosi to samo co zakończenie umowy o pracę – katastrofę. Śmierć, zarazę, trzęsienia ziemi. Gwiazdy spadną, dostaniesz gruźlicy, szatan przyjdzie i nas zje.
Więc trzymasz się toksycznej żony, agresywnego męża, puszczalskiej dziewczyny, chłopaka-sadysty. Za wszelką cenę.
Z jakiego to powodu warto dać sobie rozkwasić co czwartek nos, że znów rosół? Dlaczego warto wydawać wszystkie zarobione pieniądze na zachcianki leniwej i zepsutej baby? W imię czego warto mieć nadzieję, że wszystko się zmieni, jeżeli tylko trochę dłużej poczekamy?
Powiada internet, że problemy najlepiej naprawia się udawaniem że ich nie ma. Inni internet głosi zaś, że najskuteczniejszą metodą jest czekać aż się same naprawią.
Że miłość wróci. Że szacunek przyjdzie. Że będzie o czym rozmawiać. Że cele życiowe staną się te same. Jak? Magicznie. Że będzie cokolwiek oprócz przyzwyczajenia, oprócz poczucia wszechogarniającej mierności własnej egzystencji.
Nie rozumiem tylko dlaczego ta nadzieja, która pcha ludzi do kontynuowania stanu dotychczasowego, nie podpowiada, że po rozstaniu życie może być lepsze.
– Ale może jeszcze będzie wspaniale, może będzie cudownie, jeżeli tylko trochę dłużej się pomęczymy ze sobą!
– A nie może być wspaniale, jeżeli zamiast tego przestaniecie się męczyć?
– Nie. Nie może.
– Dlaczego?
– [tu wklej dowolny absurd]
Najgorsza masakra jest wśród ludzi religijnych. Ci ludzie mają dodatkowy argument, który mrozi krew w żyłach: trzeba być razem, bo tak kazał Bóg.
Ej, no skoro Bóg kazał, to nie mam pytań. Żegnaj rozumie, nie jesteś już do niczego potrzebny.
Większość ludzi wierzących widzi w Bogu wyrafinowanego sadystę, którego ulubionym zajęciem jest rozliczanie ludzi z przestrzegania zasad, których nikt nie jest w stanie wypełnić. Nic nie cieszy Stwórcy bardziej, niż widok jego stworzenia zamęczającego się na śmierć.
Kiedy uda mu się, przykładowo, doprowadzić do małżeństwa ludzi, którzy absolutnie nie mają szansy na wspólne szczęście, Bóg bierze płytę DVD z filmem Psy i puszcza ten fragment, gdzie Franc Marurer mówi:
– W imię zasad, sk***!
Bóg, to w wyobraźni ludzi religijnych, taki Franc Maurer.
Więc w imię zasad, sk***syny! A męczcie się teraz w waszych popieprzonych związkach! Za karę, że nie jesteście idealni! Buahahaha!
A potem dziwmy się, że tak mało ludzie chce zostawać chrześcijanami.
Myślisz, że twoje zasady i tradycja, twoja inteligencja i dojrzałość, twój kościół i twój Bóg dadzą ci gwarancję, że co jak co, ale w tak łatwej dziedzinie jak związki damsko-męskie nigdy nie popełnisz błędu, którego nie będzie się dało naprawić?
No to się męcz.
Ale kiedy któregoś dnia błyśnie ci w głowie myśl, że tylko idealni ludzie w idealnym świecie są w stanie prowadzić idealne życie według idealnych przekazań, a wszyscy pozostali są skazani na serie upokarzających porażek, błędów, grzechów, to przyjmij tę myśl spokojnie.
Bo to nie szatan.
To rozum.
Budzi się właśnie do życia pod wpływem pokory, która zaczyna krążyć w twoim organiźmie na skutek rosnącej świadomości porażki.
Pokora. Nie bój się jej. Ona ci pomoże. Ona ci wróci rozum. Pokaże rzeczy oczywiste. Pomoże się przyznać. Podpowie jak naprawić.
Jezus powiedział kiedyś, że to szabat jest dla człowieka, nie człowiek dla szabatu. Czy nie powiedziałby dzisiaj, że to małżeństwo jest dla człowieka, nie człowiek dla małżeństwa?
Bo problem ten sam. Tylko obsesje się zmieniają.