Kościół Zielonoświątkowy organizuje misję „Generacja Plus”. Nie wiem co to dokładnie, nazwa kojarzy mi się z „500 plus” a oprawa z kampanią sprzedaży telefonów komórkowych, ale cieszę się, że ktoś w kościołach bierze na poważnie słowa z Biblii o tym, żeby czynić innych uczniami.
Mam wielką nadzieję, że chodzi tu o bycie uczniem Jezusa.
Regulamin akcji znajduje się tutaj.
Składa się on z 10 części, które streszczę poniżej:
- Chcemy naśladować Jezusa i chcemy żeby inni zobaczyli, że to praktyczny sposób na życie.
- Działamy jak w wojsku. Organizacja opiera się na władzy.
- Nie ufamy nikomu. Ani sobie nawzajem ani Bogu.
- Naprawdę nie ufamy. Ani trochę.
- Jesteście wszyscy jak dzieci więc wam nie ufamy. Będziemy wam powtarzać oczywiste rzeczy, bo wierzymy, że bez nas sobie nie poradzicie.
- Powiemy wam też co macie jeść i pić, bo władza wie najlepiej.
- Bóg jest pruderyjny, więc my też. A skoro my jesteśmy, to wy też musicie być. Od tego jesteśmy władzą.
- Nie wolno rozmawiać z nikim poza władzą. Chyba, że władza pozwoli.
- Należy udawać aseksualizm. Zaakceptowanie własnej seksualności jest złe.
- Założenia są ważniejsze od rzeczywistości, a narzucając wszystkim odgórnie zachowania pokazujemy czym tak naprawdę jest kościół.
Nie, żebym się czepiał akurat Kościoła Zielonoświątkowego. Podobne regulaminy funkcjonują w praktycznie każdym kościele. Taka już, widać, natura kościoła.
Z tym, że wcale tak być nie musi. Byłem na ok. 40 chrześcijańskich obozach w życiu, widziałem najróżniejsze modele. Ale wielu z was też to widziało: na spotkaniach słuchaczy Odwyku (to te OdwykCampy słynne) obowiązywał tylko punkt pierwszy. A i tak go nikt nie zapisywał ani nie podpisywał, bo był oczywisty.
I o dziwo nikt nic nie podpalił, nikt w ciążę nie zaszedł, nikt nie był poszkodowany. Nic się nie zawaliło w związku z tym, że chłopcy i dziewczyny siedzieli koło siebie i gadali ze sobą jak kto chciał. Tylko jakieś demony się jakoś nie mogły odnaleźć i zostały wyproszone. Ludzie się od Boga masowo nie oddalili przez brak regulaminu, a wręcz przeciwnie.
Bo ja wierzę, że szczerość, prawdziwość i realizm w podejściu do ludzi, a nie odstawanie przed nimi teatru świętości, jest tym co zbliży ludzi do Boga najbardziej.
Po co w ogóle chrześcijanom regulamin? Rozumiem ustalenia organizacyjno-techniczne, ale po co wypisywać rzeczy typu „uczestnik obozu nie ćpa, nie okrada, nie zabija”? Jeżeli się komuś nie ufa, to po co go zapraszać? Jeżeli się ufa, to po co go obrażać takimi zakazami?
Czyż chrześcijaństwo – i to szczególnie w wersji zielonoświątkowej – nie zakłada, że Duch Święty jest w stanie prowadzić chrześcijan, jak to było w czasach pierwszego kościoła? Dlaczego więc w regulaminie trzynaście razy pojawia się „lider misji”, któremu należy zgłaszać wszystko, od sraczki po rozpoczęcie postu? Po co takie podwójne standardy? Głośno mówimy, że Jezus może cię prowadzić i na koniec świata – ale bez prowadzenia lidera nawet na miasto sam nie wychodź.
Ludzie opowiadają innym o wolności jaka jest w Jezusie, jednocześnie stosując wojskowy model chrześcijaństwa. Mówi sie o zaufaniu, a regulamin zakłada nieufność. Mówi się o bezpośredniej relacji z Bogiem, a regulamin zakłada pośrednictwo liderów. Mówi się o indywidualnym podejściu do Boga, a regulamin zakłada podporządkownie jednostki grupie.
Czy naprawdę sądzicie, bywalcy kościołów, że ludzie tej waszej sprzeczności nie widzą?
Ja wiem dobrze, że widzą. Byłem, widziałem, gadałem. Wiem. Niektórzy zresztą to lubią i chętnie do takiego wojska wstępują. Kościoły sobie poradzą, trepów nigdy nie zabraknie.
Ale ani rozsądni, ani dojrzali, ani silni, ani odpowiedzialni, ani stabilni psychicznie nie tkną nawet palcem chrześcijaństwa ogłaszanego jako wolność a praktykowanego jako wojsko.
I szlag mnie trafia jak o tym myślę.
Bo po pierwsze: to właśnie ci najcenniejsi ludzie są najbardziej odpychani przez taką wizję chrześcijaństwa.
A po drugie: to w ogóle nie jest chrześcijaństwo.
Bo chrześcijaństwo to nie teoretyczna wiedza o Jezusie przy jednoczesnym opieraniu się na prawie, jak za czasów przed Jezusem. Chrześcijaństwo to praktyczne i bezpośrednie oddanie się Jezusowi – i to starczy za cały regulamin i za całe prawo. Serio.
Marnie to widzę.
Coś mi się zdaje, że my się chyba nie dogadamy, bracia Faryzeusze.