Za ten wpis na pewno dostałbym kolejnego bana na Facebook’u. Dlatego tam nie piszę.
Bo właśnie usłyszałem w Trójce reklamę akcji różańcowej. O co chodzi?
Chodzi o to, że dzieci oraz ludzie dorośli będą w sobotę stać z koralikami w rękach przy granicach kraju i odprawiać za pomocą tych koralików czary. I to jakie! Harry Potter wysiada. On umiał tylko expeliarmus, a polscy czarodzieje wyczarują dla nas tarczę ochronną nad całym krajem, przez którą nawet Voldemort nie przeleci, a co dopiero Ruscy, Niemcy, Imigranci, Terroryści, Żydzi lub Masoni. Nie dziwię się teraz dlaczego środowiska kościelne tak tępią książki o Harrym Potterze – nie chcą konkurencji.
Jest to najlepsza okazja, żeby zademonstrować jak głęboko masz w dupie Boga i rozum.
Boga, bo jednoznacznie i wielokrotnie zakazał w Biblii wszelkiego rodzaju magicznych obrzędów a jeszcze bardziej oddawania boskiej czci ludziom – choćby nie wiem jak byli fajni i święci.
Rozum, bo cały ten kult opiera się na całkowicie bezkrytycznym i nieograniczonym zaufaniu do istoty, która się ukazywała w objawieniach. A jedynym dowodem na to, że ta osoba jest Marią, która urodziła Jezusa, jest to, że ona tak mówi.
Jest to tak samo mądre jak uwierzyć w to, że Martin Lechowicz jest twoim zaginionym wujkiem z Paragwaju, który po dwudziestoletniej amnezji właśnie sobie przypomniał, że jest następcą tronu Hiszpanii. Jestem owym wujem, bo tak mówię. Wierzysz mi?
A w matkoboskość istoty z Fatimy, namawiającej wszystkich do czarodziejskich paciorków, wierzysz?
Bo ja nie.
Jedynym z licznych powodów jest to, że wiem ile ta istota opowiadała rzeczy kompletnie sprzecznych z Biblią. A wiem to, bo tą Biblię przeczytałem i to nie tylko po to, żeby się upewnić że ksiądz ma zawsze rację. Przeczytałem dla siebie, żeby się dowiedzieć, żeby zrozumieć. Tak, podjąłem to minimum wysiłku, bo nie chciałem być kompletnym ignorantem w sprawach, które mogą mnie osobiście dotyczyć i to nie tylko przez całe moje życie, ale i poza nim.
Przy okazji narysowaliśmy tu obraz przeciętnego uczestnika czarodziejskiej imprezy różańcowej: jest to ktoś, kto ignoruje zalecenia Boga, nie liczy się z jego ostrzeżeniami, nie czyta, nie myśli i niczego nie podważa jeżeli tylko mu to pasuje do klimatu.
No pewnie, każdy się lubi poczuć fajnie. Każdy też lubi poczucie, że robi coś ważnego, że zbawia kraj, że ratuje ludzi.
Ale na litość boską, nie kosztem utraty rozumu i wkurwiania Boga!
Zrób sobie przysługę i trzymaj się od imprezy różańcowej z daleka. Nawet największy ateistyczny sceptyk przyzna, że wiarygodność Biblii jest wyższa niż wiarygodność zjawy, którą sto lat temu widziało troje dzieci, a jedynym źródłem informacji potwierdzającym jej wiarygodność jest to, co ona sama o sobie mówi. Bo jeżeli w ten sam sposób weryfikujesz każdego, kto coś od ciebie chce, to niech cię Bóg ma w swojej opiece. Bo tylko to jedno może cię ochronić przed twoją własną łatwowiernością.
Jest wiara, która rodzi się z akceptacji, że czegoś nie wiesz, że pewnym być nie możesz, ale mimo wszystko zaryzykujesz. Taka wiara to wyraz odwagi.
Jest i wiara, która jest wynikiem przekonania, że rzeczywistość jest nieważna a fakty można zignorować, bo jeżeli coś ci się podoba to automatycznie jest to prawda. Taka wiara to wyraz głupoty.
A dla tych co się boją, że takie gadanie sprowadza nieszczęścia, plagi i złe czary, jest prosta rada: weź i sprawdź.
Jeżeli się boisz, to użyj testera, choćby nawet mojej osoby. Nie widzę przeszkód. Chętnie zostanę Jerubbaalem. Bardzo więc proszę nasłuchiwać czy mnie w kolejnych dniach piorun z nieba nie trafi i tak dalej.
Ale jeżeli jednak nie trafi to wyciągnij wnioski. Jeżeli starczy ci odwagi i trzeźwości umysłu, zrezygnuj całkowicie z tego absurdalnego kultu, urągającego rozumowi i drażniącego Boga. Niezależnie od tego czy w niego wierzysz czy nie wierzysz, to jest rozsądna droga.
Takie jest moje zdanie na ten temat.
Martin Lechowicz