Padają dziś pytania na prawo i lewo o to kto się cieszy z „wolnej niedzieli”.
I zdarzają się odpowiedzi typu: „ja się cieszę, bo się relaksowałam zamiast pracować„.
Zdziwiłem się, bo ja w niedzielę mogłem się relaksować i bez ustawy, która powie „w niedzielę masz obowiązek się relaksować”. Ale widać inni nie mogą.
Widać wybór w Polsce jest taki: albo musisz pracować albo musisz się relaksować. Raz jest tak, a raz siak. Ale nic trzeciego nie ma.
Jedyne co jest stałe, to fakt, że musisz.
Inny, pozornie nie związany ze sprawą wpis jaki dzisiaj widziałem, to uwaga, że w XXI wieku w pociągach ludzie jeżdżą bez miejscówek i stoją całą drogę w tłoku.
Rozwiązanie? Kolej powinna przestać sprzedawać bilety bez miejscówek!
I tu też się zdziwiłem, bo ja mogłem nie jechać na stojąco w pociągu i bez ustawy, która powie „w pociągu możesz jechać tylko na siedząco”. Ale widać inni nie mogą.
Albo pojechałem czym innym albo nie pojechałem.
Mój sposób patrzenia na świat każe mi podsunąć alternatywne rozwiązanie problemu tłoku: to nie kolej powinna przestać sprzedawać bilety bez miejscówek, tylko ludzie powinni przestać je kupować!
W tej alternatywnej wizji świata problem nie polega na tym, że ktoś dał ludziom wybór, którego nie powinni mieć. Problem polega na tym, że ludzie skorzystali z tego wyboru głupio, szkodliwie i nieestetycznie.
W wizji świata zmuszającego, lekarstwem na problemy jest kolejne zmuszenie: ustawa, zakaz, zabronić, odebrać wybór.
W mojej wizji świata lekarstwem jest zachęcanie, motywowanie, dobry przykład, edukacja.
Mój świat jest znacznie lepszy.
Ale co z tego, kiedy ludzie widzą świat jako Wielki Narodowo-Religijny Obowiązek. W związku z tym zwalniają się z odpowiedzialności za swoje życie.
Bo za to, że stoję w ścisku z pociągu, odpowiada PKP.
Za to, że nie odpoczywam w niedzielę, odpowiada pracodawca.
Za to, że nie mam pracy, odpowiada szkoła.
A za to, że miałem wypadek samochodowy, odpowiada producent samochodu.
Każdy kto umożliwia człowiekowi wybór, jest w obowiązującej wizji świata agresorem. Bo razem z wyborem obarcza go odpowiedzialnością. A człowiek wierzący w Wielki Narodowo-Religijny Obowiązek żadnej odpowiedzialności brać za siebie nie może. To zdrada, to hańba, nie do pomyślenia, jakże tak można.
I teraz powinienem napisać na zakończenie coś konstruktywnego. Ale nie napiszę, bo szczerze mówiąc nie wierzę chwilowo, że cokolwiek konstruktywnego jest w ogóle możliwe.
Promuję tą wizję wolności i odpowiedzialności od kilkunastu lat, i pomimo początkowych sukcesów radia KonteStacja – gówno to dało. Wolni ludzie dali nogę udając się na emigrację zewnętrzną albo wewnętrzną. Ostateczne resztki tych, którym się cokolwiek chce robić pro publico bono, wyleciały z debaty publicznej.
Od czasów PRL-u nie było tak powszechnego wybuchu radowania się z przymusu i nieodpowiedzialności. A wszystko co kojarzy się z wolnością, zostało w umysłach ludzi ostatecznie obesrane przez Wielebnego Janusza. Pałeczkę po nim przejęli pomyleni nacjonaliści.
I co z tym teraz zrobić?