Każdy twórca, sprzedawca czy publicysta staje wcześniej czy później przed wyborem: albo dawać ludziom to co dla nich dobre, albo dawać im to, co chcą dostać.
Idealista-kapitalista powie tutaj, że to jedno i to samo. Że dla człowieka dobre jest właśnie to, co chce mieć. Bo skoro to chce, to widocznie jest dla niego dobre. Inaczej by przecież nie chciał. A każdy kto twierdzi, że to on wie lepiej od ciebie, co dla ciebie dobre, jest arogancki i jest głupi.
I generalnie to prawda, że nikt od ciebie nie wie lepiej co zjeść, w co się ubrać i czym jeździć. A gdyby nawet wiedział, to istnieje przecież cenniejsza rzecz niż czysto materialna korzyść: twoja wolność. Twoje poczucie godności i podmiotowości, prawo do bycia traktowanym jak dorosły, który wie co robi, a nie jak nieporadne dziecko, którym inni muszą się opiekować.
I na przykładzie masła, majtek i samochodu wyznawcy Wolnego Rynku kończą. Tyle, że to wcale nie wyczerpuje tematu.
Bo może i będę teraz arogancki, ale twierdzę, że ja naprawdę wiem lepiej od pewnego 18-letniego sympatycznego durnia, że to, co robi ze swoim życiem, doprowadzi go za kilka lat do katastrofy. I nawet moje zapatrzenie w wolność nie jest w stanie przesłonić mi rzeczywistości, a rzeczywistość mówi jasno: to co chcesz i to co dla ciebie dobre, nie zawsze się pokrywają.
Zgadzam się więc tylko w jednym z korwinistą: że ten ma prawo podejmować decyzje, kto ponosi za nie odpowiedzialność.
Czyli, że jeżeli chcesz jeść szkodliwe świństwa pomimo opinii lekarza, to ta decyzja należy do ciebie. A nie do lekarza. Mimo, że to on wie lepiej, co dla ciebie dobre. No bo wie, mądrzejszy jest w tej dziedzinie akurat. Ale to ty poniesiesz konsekwencje. Dlatego decyzja musi być twoja.
I dlatego też twierdzę, że żaden ekspert od wychowania dzieci nie ma prawa zakazywać rodzicom bicia dzieci. Bo owszem, ma on rację, że są o wiele lepsze metody wychowawcze od kija i paska. I ma rację, że to choćby nawet było skuteczne, to jednak barbarzyństwo. Ale że to nie on poniesie konsekwencje doboru metody wychowawczej w każdej rodzinie, więc nie ma on prawa decydować za wszystkich.
Gdyby tacy zbawcy świata i dobroczyńcy mas ponosili osobiście wszystkie konsekwencje narzucanych innym sposobów życia, prędko by odkryli, że co dla jednego chleb, dla drugiego trucizna. Bicie dzieci przez dojrzałego ojca jest głupie i niepotrzebnie okrutne. Ale dla prymitywnego nieuka jest jedyną możliwością wychowania syna. Bo mimo, że to średnia metoda wychowawcza, to alternatywy są znacznie gorsze.
I to wszystko stało by się przeraźliwie jasne, gdyby ten, kto podejmuje decyzje, sam ponosił ich konsekwencje.
Dlatego pan Kaczyński wraz z panem Morawieckim powinni mieszkać w Wenezueli. I tam, stojąc osiem godzin w kolejce po papier toaletowy, poczuliby na własnym tyłku długoterminowe konsekwencje swojej etatystycznej polityki.
I gdyby wyciągnęli z tego wnioski, staliby się o wiele lepszymi przywódcami.
A ja jako publicysta, twórca i nauczyciel mam taki oto dylemat: mówić ludziom to co ich zmieni na lepsze czy mówić im to co chcą usłyszeć?
Cały niemal YouTube wybiera tą drugą drogę. Bo ona przynosi korzyści: pieniądze, sławę, suby i lajki. Ludzie wybierają do słuchania to, co chcą usłyszeć.
A co chcą słyszeć?
- Chcą słyszeć jak przeciwnicy polityczni są poniżani, obrażani i ośmieszani.
- Chcą słyszeć, że strach przed innością to przejaw rozsądku.
- Chcą słyszeć, że rasizm i nietolerancja ma swoje podstawy w miłości do rodziny.
- Chcą słyszeć, że nacjonalizm to postawa piękna, dobra i mądra.
- Chcą słyszeć, że żeby być szczęśliwym i wartościowym człowiekiem, nie trzeba pracować, uczyć się, czytać, ani męczyć, tylko wystarczy się gdzieś zapisać, coś kupić albo po prostu się urodzić Polakiem.
- Chcą słyszeć, że Jezus nie był Żydem, za to jego matka była Polką.
- Chcą słyszeć, że nauka wie wszystko, a każdy kto głosi jako prawdę objawioną wszystko, co tylko ma przymiotnik „naukowy”, jest racjonalnym i samodzielnie myślącym człowiekiem, w odróżnieniu od głupich nieuków i fanatyków religijnych.
Sęk w tym, że ja nie chcę mówić ludziom takich rzeczy!
Dlaczego?
Bo wiem (cóż za arogancja przede mnie przemawia), że takie postawy nie przyniosą ludziom nic dobrego. Że urodzą tylko złość, frustrację, biedę i nieszczęście. Że agresja w odpowiedzi rodzi nie zwycięstwo, ale niekończącą się wojnę, a na końcu tej drogi jest tylko zniszczenie.
Wiem, że od powtarzania po innych nie przybywa mądrości, a rozsyłanie linków to działalność marketingowa, a nie edukacyjna. Że bez nauki, pracy i inwestowania w siebie, nie zbuduje się niczego większego niż buda dla psa albo karmnik dla ptaków. Że ludzie opętani żądzą zarabiania pieniędzy lub strachem przed ich brakiem, jeden po drugim wpadają w depresję albo alkoholizm, że relacje z bliskimi rozlatują się w kawałki, że po latach takiego życia, wysiada im i psychika i organizm. Wiem, bo widziałem to wszystko i więcej.
I wiem też to (bo znam historię i wiem jaki jest człowiek), że dokarmianie strachu przed innymi ludźmi prowadzi do paniki, panika do chęci obrony, obrona to ataku, a potem to już tylko wyzwiska, prześladowania, tortury, morderstwa, aż do najbardziej wstrętnych rzeczy, jakie jeden człowiek może zrobić drugiemu.
I co, mam dawać ludziom to co chcą usłyszeć?
Wiedząc jak się kończy nacjonalizm, ksenofobia i rasizm, mam podsycać dumę z bycia białym, katolickim Polakiem? Mam się śmiać głośno z „ciapatych” i straszyć „brudasami”, bo to jest dokładnie to, czym ludzie chcą się teraz nakręcać?
Mam chwalić zabobony, rytuały i nieustające polowanie na „grzech homoseksualizmu”, bo tak ludzie chcą widzieć Boga?
Mam zachęcać do kursów biznesu i marketingu, chwalić rozmaitych nakręcaczy przekonujących, że „wszystko możesz”, że „jesteś zwycięzcą”, bo za to ludzie chętnie zapłacą?
Mam wam opowiadać, że moja książka zmieni wam życie a mój program uratuje od potępienia?
Nie. Nie chcę. A gdybym nawet chciał, to nie mogę. Sumienie by mnie zagryzło za śmierć.
Patrzę na to, co się dzieje w gazetach, w telewizji, na Facebookach i YouTube’ach i walczę codziennie z poczuciem bezsilności. Widzę jak bardzo ludzie pozatykali uszy na wszystko co naprawdę może ich nauczyć, jak rośnie kompletna beztroska, tak wielka, że przesłania nawet instynkt samozachowawczy. Jak młodzi ludzie wierzą we wszystko, co tylko im się spodoba, choćby nie wiem jak głupie, i odrzucają bezmyślnie wszystko, co stoi w poprzek ich strefy intelektualnego komfortu.
Patrzę jak film „Idiocracy” zmienia się na moich oczach w rzeczywistość. I trudno mi uwierzyć, że świat zmienił się tak szybko. I jeszcze trudniej, że nie ma w nim miejsca dla nauczycieli. Nie dlatego, że ich się prześladuje jak to zwykle w historii bywało. Ale dlatego, że się skończył popyt.
Nieszczęście polega na tym, że to tylko popyt się skurczył. Ale potrzeba została. Potrzeba edukacji, potrzeba ludzi do naśladowania, wzorów zachowań i poglądów, które prowadzą do szczęśliwego życia, a nie kolejnych katastrof, leczonych pracoholizmem albo środkami przeciw depresji.
Potrzeba bycia światłem w ciemności jest większa niż kiedykolwiek.
Ale jak słabo mi to rozświetlanie idzie!… I czy to ja taki niekompetentny czy to ludzie przestali słuchać? Tak czy inaczej chciałbym móc więcej. Zawsze chociaż trochę więcej.
Czego i każdemu z was życzę.