Kupiłem wszystko, podłączyłem jak trzeba i mogę się wreszcie pochwalić gitarą.
Dzięki wam – wam, którzy słuchacie, którzy nadzieję macie i hojność w żyłach wam płynie – mogłem nabyć nie byle popierdółkę, ale Prawą Rękę Barda!
Jest to gitara marki Campus. Marka to o tyle zacna, że nie robi gitar taśmowo. Sprzedają tzw. gitary lutnicze, czyli instrumenty robione ręcznie przez lutnika.
Gitarę mam już ponad tydzień, ale nie mogłem jej zaprezentować szerszej publiczności z tego względu, że dźwięk jest piękny, mocny i robi wrażenie – ale na żywo. Po przypięciu gitary do rejestratora za pomocą taniego przetwornika piezoelektrycznego, w rezultatcie słychać coś takiego. I to i tak podrasowane porządnie za pomocą Audacity.
Nie trzeba być muzykoznawcą, żeby rozpoznać, że to kicha.
I kaszle, na dodatek.
Ale nie jest to wina gitary! To wina tego badziewia pod nazwą PU-35 i opisem na aukcji Allegro „Fantastyczna przystawka do gitary klasycznej„.
Po pierwsze: przystawka to jest przed obiadem, a nie do gitary, a po drugie „fantastyczność” tego można porównać jedynie do fantastyczności obiadu w Auschwitz-Birkenau, po trzecie nie pisze się tytułów aukcji w Allegro będąc pijanym w trupa.
Bo nie wierzę, że ktoś trzeźwy był w stanie tak ten przedmiot opisać.
Owszem, spodziewałem się, że dobrze nie będzie. Ale żałosne bzykanie tego ustrojstwa mnie i tak zaskoczyło. Kupiłem toto i tak głównie po to, żeby zdecydować, czy chcę zamontować w Prawej Ręce przetwornik piezoelektryczny (a nie „przystawkę”) czy też kupić mikrofon.
Zdecydowałem, że kupię mikrofon. Jednak najpiękniej gitara brzmi na żywo, i mam wrażenie, że mikrofon to wierniej odda zbierając drgania z powietrza, niż piezo-przetwornik zbierając drgania z drewna.
Spędziłem więc dziś w zaprzyjaźnionym lublińskim sklepie muzycznym godzinkę rzępoląc, nagrywając rzępolenie i odsłuchując po kilka razy. Ostatecznie coś przyzwoitego zakupiłem (w dolnej warstwie cenowej, już niestety nic więcej nie mam). Wydałem tym samym wszystkie pieniądze ze ściepy, co do ostatniego grosza, i nawet dołożyłem coś od siebie.
Misja wykonana, panowie bracia!
I teraz różnica w brzmieniu jest słyszalna. Będzie lepsza kiedy ustawię wszystko do końca, dzisiaj tylko testowałem w zasadzie.
Ale nie w samym tylko brzmieniu gitary kryje się jej moc, o nie! Prawa Ręka Barda pachnie bowiem drewnem, świeci słońcem i tętni życiem! Nie ma ona tego twardego, zimnego metalicznego połysku co stara dobra Takamine EG-260, ale ma miękkość i uczuciowość świerku spływającego żywicą, drzewa które sobie spokojnie rosło pod słońcem Hiszpanii, póki jakiś ciul nie przyszedł i go nie ściął.
Ten jęk padającego drzewa, ten bolesny okrzyk „no co jest, kurwa?!” wciąż zdaje się dobiegać z wnętrza gitary.
I oto po raz pierwszy, zagraną świeżo na Prawej Ręce Barda, zupełnie nie pasującą do powagi sytuacji przyśpiewkę ludową z silnymi wątkami polskimi i polonijnymi, przed wami, przyjaciele, kładę.
Aby oko czymś również zająć zilustrowałem ją odpowiednio.
Za co z góry serdecznie przepraszam.