Pani Grażyna Żarko nie będzie nas już więcej rozweselała w internecie. Bo nie żyje.
Tak naprawdę nigdy nie żyła, wymyślili ją sobie dwaj twórcy, żeby pokazać bywalcom YouTube, w jakim gównie pływają.
Tak, jakby nikt nie wiedział.
Grażyna Żarko jako katolicki głos w internecie była tak gracjanowato-roztockawa, że nie mogła nie wywoływać reakcji. Moją reakcją było dużo śmiechu i zastanawianie się nad tym, czy Grażyna jest prawdziwa, czy wyreżyserowana.
Dawałem szanse fifty–fifty.
To, że ktoś jej pomaga w nagrywaniu filmów to było zupełnie oczywiste dla każdego, kto cokolwiek sam nagrywał. Za dobrze sobie chłopcy radzili z montażem, dźwięk był zbyt dobrej jakości, a stylistyka trochę zbyt bezczelna.
Ale to wcale nie znaczy, że Grażyna nie mogła być prawdziwa.
Owszem, mogła. Sprytni filmowcy mogli wykorzystać naturalne pokiereszowanie mentalne pani Grażynki, żeby stworzyć mocną rzecz. Taka symbioza: oni mają popularność i zabawę, a ona możliwość nawracania świata. Grażyna mogła być jak najbardziej prawdziwa.
Bo zaprawdę, powiadam wam: nie tacy pomyleńcy w Polsce mieszkają.
No ale nie była prawdziwa. Przyznali się. Szkoda.
Trochę mnie to rozczarowało, przyznaję. Tym bardziej, że Grażyna Żarko zagościła też na moim kanale na YouTube (który właśnie porzuciłem) i jednym tylko zdaniem wygenerowała przynajmniej 200 komentarzy, z których jest parafrazą sformułowania: „spierdalaj, kurwo”.
Zdanie brzmiało mniej więcej tak: „głos tego pana jest bardzo irytujący„.
W odpowiedzi na to potworne pomówienie, rzesze oburzonych ludzi uważających się najwyraźniej za moich fanów, dostały istnego ataku nienawiści, co mnie z jednej strony zafascynowało, z drugiej obrzydziło do reszty.
Moje wnioski są takie do jakich musi dojść każdy, kto ma minimum trzeźwości umysłu i ślad po ludzkich odruchach.
YouTube to ścierwo. To śmierdząca rzeka ekskrementów, to kanalizacja gnijącej cywilizacji. Przytułek dla odpadków człowieczeństwa, które wyrzekły się wszystkiego, co sprawiało, że dawniej mawiano: człowiek – to brzmi dumnie!
Dziś można tylko powiedzieć: YouTube – to brzmi obrzydliwie!
A przecież obok telewizji to główny nauczyciel życia dla obywateli. Definiuje tylko dwie możliwe normy podejścia do człowieka: albo jesteś jego fanem albo skurwysyna nienawidzisz. Nie ma rozmowy, nie ma ciekawości, nie ma otwartości. Po co? Jest tylko ocena. Z swoma możliwymi finałami: albo jesteś nasz albo jesteś chuj. I te same normy obowiązują w polityce, rodzinie, pracy, wszędzie.
Dziś najpopularniejszy model życia mówi nam, że są tylko dwie istotne czynności życiowe: konsumpcja i sranie. I na YouTube właśnie ten model obowiązuje: konsumuje się filmiki, sra się w komentarzach. To właściwie podsumowuje całe życie współczesnych mainstreamowych Polaków.
I tyle mogę powiedzieć po 6 latach obecności w tej gnojówce.
Za operację „Grażyna Żarko” gratulacje dla autorów.
Powinien być śmiech. A była nienawiść.
Niby nic czego nie wiedzieliśmy wcześniej, ale teraz to widać. Może zmusi to kogoś do zmian.