Po 17 dniach jeżdżenia po Italii w 8 osób, spania na plażach i w lasach, po gotowaniu się w temperaturze uniemożliwiającej nawet zrzędzenie, wróciłem przez Austrię do Lublina.
To była najbardziej męcząca, trudna i pełna wszelkich wyzwań wakacyjna wyprawa w moim życiu.
Ale paradoksalnie odpocząłem fantastycznie. Wnoszę to po tym, że strasznie chce mi się pracować.
Problem polega na tym, że teraz, kiedy prysznic i kibelek nie są luksusem, ale normalnością, organizm przypomniał sobie, że jest zmęczony i zachęca mnie z całego serca do spania i nie robienia niczego. To przykre, bo umysł z kolei ma ochotę robić wszystko. Jest przecież tyle fajnych rzeczy do zrobienia!
- Piosenki nowe i świeże.
- Książka poskładana z moich dawnych felietonów na tematy około-chrześcijańskie.
- Płytka nowa i tania, pożądania godna. Albo i dwie.
- Opowiadania do spóźnionego numeru Ironizatora.
Same fajne rzeczy, normalnie.
Ale głównie pisanie. Dużo pisania.
Piszę tyle rzeczy i od tak dawna, że zastanawiam się, czy nie byłoby pożyteczne stworzyć interaktywny serwis internetowy, który pomaga ludziom uczyć się pisać. Nie taki typowy, szkolny kurs, gdzie się słucha wykładów, odwala ćwiczenia i zalicza na ocenę. Nie, coś w innym stylu. Coś, co nauczy radzenia sobie z dużo ważniejszymi problemami z pisaniem niż to, gdzie postawić przecinek.
Na przykład z dyscypliną. Strachem przed porażką. Oporem przed czytaniem własnych tekstów. Patrzeniem na tekst od strony czytelnika, a nie pisarza.
Tego, co najważniejsze, nikt nie uczy.
I bywa, że słusznie. Bo są rzeczy, których możesz się nauczyć tylko sam i tylko praktycznie. Co nie oznacza, że nie mogę pokazać ci, gdzie są drzwi i nauczyć jak łapać za klamkę, nawet jeżeli przejść musisz sam.
Ciekawe czy ktoś będzie chciał za to zapłacić?
Myślę, że zaryzykuję i kiedyś to zrobię. Może nawet niedługo. Mam całkiem jasną wizję jak to ma wyglądać.
Ale na razie usiłuję zakończyć wakacje i zacząć życie.
Podczas tej fazy przejściowej przez najbliższe parę dni będę pisać o tym, co się działo w podróży. Jest to i ciekawe i pożyteczne, szczególnie dla kogoś, kto planuje jechać do Włoch na zbyt wiele dni, w zbyt dużo osób i mając zbyt mało pieniędzy.
Ogólna rada jest taka: nie jedź.
Bo jak pojedziesz to wzrośnie podaż, zmaleje popyt i cena moich wspomnień, spostrzeżeń i przemyśleń spadnie. Będę mniej wyjątkowy.
Więc nie rób mi tego i nie jedź.
A jak już musisz, to przez biuro podróży. Im mniej wyjątkowości, tym lepiej. Dla mnie, oczywiście.