Jechałem sobie ostatnio przez miasto na motorku i przyszła mi do głowy myśl: ale ja mam fajnie!
Oto jestem zdrowy, sławny i bogaty. I jestem sam sobie szefem. I jadę motorem z ładną dziewczyną do swojego własnego domu zająć się fajną pracą, daje mi satysfakcję a pożytek ludziom.
A przecież nie aż tak dawno byłem w liceum, mieszkałem u rodziców, musiałem chodzić do szkoły, nic mi nie było wolno, nikt o mnie nie słyszał i jakoś nie miałem przekonania, że kiedyś to się zmieni.
Patrz pan, jakie to piękne!
A potem pomyślałem o tym drugi raz, staranniej.
I przypomniałem sobie, że to nie jest motor, tylko motorower, i nawet nie mam prawa jazdy. Sława polega na tym, że mnie raz na miesiąc pozna gimnazjalista na ulicy, mieszkanie wynajmuję, a bogactwo to już sobie całkiem wyssałem z palca, bo jak zapłacę za czynsz i prąd to mi zostanie minus sto złotych.
Tylko dziewczyna się zgadza.
No i praca, pod warunkiem, że się dyskretnie przemilczy wszystkie minusy.
Pomyślałem po raz trzeci, skonsolidowałem to co mi wyszło z tym, co lubię i czego oczekiwałem, i ostatecznie wyszedł duży plus. Mimo wszystko.
Wniosek:
Jak już myślisz o swoim życiu, to myśl zawsze nieparzystą ilość razy!