Podziwianie twórczości dziennikarzy w zakresie wymyślania sensacyjnych tytułów jest dla mnie nieustającym źródłem wesołości. Co nawet narysowałem raz w komiksie.
Dziś przeczytałem taki tytuł: „Ktoś ostrzelał biuro posła w Sopocie„.
A nie, przepraszam, tytuł był inny: „Ktoś ostrzelał biuro posła w Sopocie?”
Wyjaśniam: pytajniki w tytułach stawia się po to, żeby wykazać brak związku między tytułem a tekstem. I ewentualnie uniknąć procesów sądowych. Ucz się, młody dziennikarzu: dzięki dobrodziejstwom pytajników do artykułu o uprawach ziemniaków możesz teraz dodać tytuł „czy ziemniaki są z Marsa?” i wszystko będzie w porządku.
I dlatego każdy kto się chociaż trochę dziennikarstwem zajmował wie już po samym tytule, że nikt nie ostrzelał biura posła w Sopocie. Tytuł jest więc w pewnym sensie przydatny, bo doświadczonym czytelnikom mówi o czym tekst nie będzie.
I w tym wypadku:
- całe ostrzelanie składało się z 2 dziur po nabojach (słownie: dwóch)
- właściwie to nie było w ogóle nabojów, tylko śrut i nie było broni, tylko wiatrówki
- a tak naprawdę to nie strzelali do biura, tylko do obrazka
Co mi przypomniało, że na którymś KontestCampie (zlot słuchaczy radia Kontestacja) strzelaliśmy sobie z pneumatycznej broni do tarcz przyczepionych do drzew. W języku dziennikarskim brzmiałoby by to więc: „anarchistyczna młodzież ostrzelała las„.
Nie wiem dlaczego, ale strzelanie do świętych obrazków w jeszcze świętszych oknach biur przenajświętszych posłów wzbudza we mnie jakąś niezdrową sympatię. Potęguje ją dodatkowo wypowiedź posła Jaworskiego, który wyjaśnił dlaczego strzelano. Otóż z powodu „pełnych nienawiści wypowiedzi Wałęsy i Niesiołowskiego„.
To wyjaśnienie brzmi faktycznie dużo lepiej niż na przykład takie:
Szło sobie dwóch lekko podpitych łebków przez miasto ze świeżo kupioną wiatrówką w plecaku i szukali do czego by tu postrzelać. Patrzą, a tu stoi w oknie obraz któregoś z tych fiutów z telewizji, co to żyją od lat za ich pieniądze, nie pozwalają pić piwa w parku, zmuszają do słuchania przygnębiających, nudnych, paranoiczych bredni i wiecznie kłócą się z innymi fiutami o to, który fiut ma większego fiuta, czy tam o jakieś inne rzeczy, zresztą wszystko jedno, gówno to kogo obchodzi. Ujrzawszy więc portet (wokół którego zapewne paliły się świece i kadzidła) jeden powiedział do drugiego: „patrz, stary!”. Drugi zachichotał. Pierwszy strzelił. Trafił. Zrobił trzecią dziurę w nosie Przenajświętszego. Drugi powiedział: „dawaj, ja też chcę!”. No i też strzelił.
Po czym poszli do domu i mają teraz ubaw po pachy widząc jakie pierdoły wygadują posłowie i piszą dziennikarze. I zakładają się z kolegami czy o nich powiedzą coś w Faktach na TVN-ie.
Taki trolling za pomocą wiatrówki.
Może więc tłumaczenie posła Jaworskiego jest rzeczywiście lepsze? Wiecie, takie bardziej dostojne. Poważne. Monumentalne. Jak on sam.
Z drugiej strony może powinniśmy się trochę martwić. Bo skoro w tym kraju sądy skazują za publikowanie gier w internecie, w których się strzela do latających gęb urzędników państwowych, to co może grozić za strzelanie do świętych portretów?
Pręgież?
Zsyłka?
Tortury?
Żeby było śmieszniej „ostrzelany” poseł Jaworski był jednym z organizatorów marszu pod tytułem „obudź się, Polsko„. No, to już wiemy na czym polega według posła pobudka. Jeszcze z dziesięć lat takiego budzenia się i będziemy musieli stawać na baczność widząc zdjęcie wyższego urzędnika państwowego w gazecie, zaś widząc jego portret w ramce, uklęknąć.
To ja już chyba wolę spać.
Idę. Postrzelam do czegoś.