Parę osób zwróciło moją uwagę na coś o nazwie Kościół Online. Wpadłem dziś w końcu na stronę posłuchać sobie, pogadać, zobaczyć o co chodzi.
Ale albo miałem szczególnego pecha (o ile istnieje coś takiego), albo trafiłem na kolejny kościół o zwyczajach Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Już wyjaśniam.
Strona wygląda jak zerżnięta żywcem ze strony odwyku, kiedy trwa audycja na żywo, ale to akurat dobrze. Jak coś dobrze działa, to czemu robić inaczej? Gorzej, że nie ma tam nic na żywo. Są to po prostu odtworzone kazania jakiegoś amerykańskiego młodego pastora z dodanymi polskimi napisami plus czat. I właściwie tylko ten czat i zapowiedzi są polską częścią przedsięwzięcia. Wszystko inne to kopia. Taki McDonald.
Pierwsze co zobaczyłem na czacie to Ola z Morąga. Ola ma problem. A, właściwie, skoro czat jest publiczny, wkleję wam w skrócie najważniejsze punkty rozmowy:
No więc wstrzymałem się.
Przestałem podważać kompetencje faceta, który przez 8 godzin nie potrafi wyrzucić demona z ewidentnie opętanej dziewczyny, która pomocy szuka i chce. Hej, fakt, że mi co prawda też to ze dwie godziny zajęło, jak ja wyrzucałem raz jednego demona. Ale po pierwsze dziewczyna z początku nie chciała się go pozbyć (stąd tak długo), a dwa, że go jednak wyrzuciłem.
Ale przestałem podważać.
Przestałem podważać, bo bywałem latami w kościołach i znam zasady.
A zasady są takie jak w PZPR: po pierwsze mówimy do siebie „towarzyszu”, po drugie nie wolno podważać kompetencji zwierzchników partii.
Może ja faktycznie ten mój Odwyk kieruję twardą ręką. Ale musicie jednak przyznać, że na Odwyku nigdy nie upomniałem nikogo za dawanie rad. Ani za podważanie zdania kogokolwiek innego, a już na pewno dlatego, że był pastorem!
Skoro nie wolno mówić prawdy w „kościele online”, tudzież w zborze zielonoświątkowym Kanaan w Oleśnie (bo numer konta tego kościoła podają), to powiem ją tutaj: pastor, który męczy dziewczynę przez 8 godzin tak, że pada z wyczerpania, który nie wyrzuca demona, który nie przyznaje się do porażki, tylko zaprasza ją na kolejną próbę nie nadaje się do niczego w kwestii wyrzucania demonów!
Stary! Albo mówisz ludziom uczciwie, że tylko próbujesz z tymi demonami, a jak nie idzie to rezygnujesz przez wzgląd na osobę, której chcesz pomóc, albo wiesz co robisz i załatwiasz sprawę! Osiem godzin?! Ludzie to nie chomiki, żeby na nich eksperymentować, do cholery!
Jeżeli masz podobny problem co Ola (to się zdarza, nie ma co się wstydzić) unikajcie samozwańczych ekspertów od walki duchowej, których „walka” wygląda jak przeciwieństwo tego jak to robił Jezus! Bóg ci znajdzie kogo innego, mało to ludzi na świecie?
A samo kazanie?
Było o pieniądzach. Tak. O dziesięcinie, że trzeba dawać. Oczywiście nie takim wypierdkom bez tytułu jak ja, nie! Trzeba dawać kościołom. Bo Boże dzieło = zarejestrowany kościół.
Przez pół kazania amerykański pastor (całkiem fajny, tylko taki… no, amerykański) mówił o tym jak fantastycznie wydaje pieniądze ich kościół, zwłaszcza w porównaniu z innymi kościołami. Wierzę mu – bo wiem na co wydają inne kościoły. No ale ja mam akurat całkiem inną filozofię dawania, „bożego dzieła” i przede wszystkim dziesięciny.
Ale wstrzymam się i podważę kiedy indziej.
Po kazaniu dwaj polscy admini zaczęli ciągnąć ludzi na czacie za język. Ludzie się nie palili do rozmowy – najwyraźniej dobrze wyczuli klimat i spodziewali się, że to nie będzie rozmowa, tylko wieczorek pytań do eksperta. Jeden tylko gość się odezwał z wątpliwością, że może dziesięcinę niekoniecznie trzeba dawać do oficjalnych kościółów? Może można dać gdziekolwiek gdzie Bóg działa? Albo na przykład biednej pani na ulicy?
Gdyby to napisał na czacie Odwyku, zapewne wywiązałaby się interesująca rozmowa z wieloma punktami widzenia. Ale nie w „kościele online”! Obaj admini zaczęli natychmiast bombardować biedaka na wyścigi argumentami (marnymi, zresztą), z których wynikało niezbicie, że trzeba jednak dawać kościołowi. Dziesięć procent wszystkiego. Gość zrezygnował z dyskusji i słusznie, bo to nie była dyskusja.
O rany, gdybym ja przekonał wszystkich stałych słuchaczy Odwyku do tego, żeby mi oddawali 10% tego co zarabiają! Policzyłem – byłbym dzisiaj milionerem! Tylko pewnie po miesiącu nie miałbym kogo przekonywać, bo gdybym takie rzeczy gadał to by mnie nikt nie słuchał. I słusznie.
Czym jeszcze różni się „kościół online” od Odwyku? A na przykład tym, że… nic o nim nie wiadomo.
Ja – twórca i właściciel strony Odwyk.com – podpisuję się, przedstawiam i swoją gębę pokazuję publicznie. Widziało ją w internecie parę milionów ludzi. Ba, podaję nawet telefon! Wielu ze słuchaczy spotkało mnie i zna osobiście. Można też ze mną porozmawiać co tydzień na żywo.
A „Kościół online”? Ma mniej informacji niż Pobieraczek!
Na całej stronie nie ma ani jednego nazwiska. Żadnego zdjęcia. Żadnego „o nas”. Admini na czacie (którzy piszą o wiele więcej niż goście) przedstawiają się jak świadkowie Jehowy, albo raczej Anonimowi Alkoholicy: „Wojtek”, „Kuba”… Jeszcze tylko dodać przed tym „brat” i będzie komplet.
Można się domyślić, że prowadzi tą stronę kościół zielonoświątkowy KANAAN, bo podaje do siebie numer konta. Kościół ten – nie czarujmy się – ma zapewne wielką nadzieję, że na tym przy okazji coś w przyszłości zarobi. I tu znów się różnimy, ja i oni: ja się do tego przyznaję. Bo ja wiem, że nic złego nie ma w zarabianiu, kiedy się daje ludziom w zamian coś, co uważają za pożyteczne i potrzebne. A i zarabia się przecież po to, żeby to na coś wydać – najlepiej coś jeszcze bardziej pożytecznego i potrzebnego.
Ale nie wierzę, że na tym zarobią. Bo styl jaki pokazali jest kpiną. Zamiast uczciwej rozmowy jest polowanie na nawrócenia, zamiast polemiki jest propaganda, zamiast otwartości jest wrogość wobec każdego kto podważa jedynie słuszną linię partii. Wielu ludzi na Odwyku zarzuca kościołowi katolickiemu „zamordyzm” i wrogość wobec obcych poglądów. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: wobec polskich organizatorów „kościoła online” Kościół Katolicki wygląda jak oaza tolerancji.
Dlatego napis na samej górze strony www.kosciolonline.tv rozśmiesza mnie, jak mało co. Brzmi bowiem: „jeden kościół otwarty dla wszystkich„.
Chociaż pierwsza połowa napisu się właściwie zgadza. I to jeszcze jak!
W razie jakby zaczęło brakować chwytów marketingowych, to polecam „braciom” stare hasła z PRL-u. Wystarczy tylko zamienić parę słów. „Partia” na „kościół”, „naród” na „wierni” itd. Na przykład zamiast „program partii programem narodu” było by „program kościoła programem wiernych„.
A jak mi ktoś jeszcze raz porówna Odwyk.com do kosciolonline.tv to oczywiście, że nie wyproszę z czata. Uznam, że albo jest pomylony albo pijany. W obu przypadkach jest na odwyku mile widziany.
Poza tym na Odwyku wolno podważać co się komu podoba. I dawać rady.
Cóż, jak przewielebny Wojtek, strażnik czystości linii partii to czyta, to może wyjmie kij z dupy i wyciągnie jakieś wnioski na przyszłość. Ale po pierwsze wątpię, a po drugie: mam to w dupie. Bo żyję długo i mam mózg. I widzę, że nic z tego całego przedsięwzięcia i tak nie będzie, choćby pompować w to resztki złoto z Federal Reserves. Amerykańskie gadanie nie chwyta, a polskie podejście odstrasza. Marketingu w tym od cholery, ale życia to nie zastąpi. Wciąganie, ssanie, namawianie: hej, dołącz do nas, hej, polub nas, hej bądź z nami, mamy fajnego pastora, który tyle wie! My są fajna sekta, wiesz. Taka amerykańska. Nie wiesz co robić? Rób to co wszyscy!
I efekt taki, że facebook pełny lajków, społeczność żadna. No i w zasadzie smutnawe to, bo oto kolejna strona przeznaczona dla nie-chrześcijan, na którą przychodzą sami chrześcijanie, żeby się poklepać po plecach i cieszyć, że fajną robotę robimy.
Całość finansowana z pieniędzy z USA, no bo niby przez kogo? Przez słuchaczy? Jakich słuchaczy? Widzę jakich technologii oni używają, wiem jakich ja używam i wiem ile co kosztuje. Ja oszczędzam, bo muszę. Oni nie.
Życzyłbym im powodzenia, ale nie wierzę, że jakieś będzie, więc po co. Ja mam odwykowe podejście: niczego nie udaję.
Przy okazji: przez sześć lat funkcjonowania Odwyku nie dostałem ani grosza od żadnej instytucji kościelnej. No i co, widzicie teraz różnicę?
Odwyk.com – żadna tam jedność, żaden to kościół, ale za to pełno fantastycznych ludzi – i działa! I zmienia! Bez zasranego marketingu. O Bogu po ludzku. Nie?