Ten komiks powstał pod wpływem korespondencji, którą prowadziłem z przedstawicielem firmy Chomikuj.pl. Rozmowa miała jeszcze mniej sensu niż komiks.
Wniosek jest dla mnie oczywisty: chomikuj.pl to banda internetowych alfonsów, którzy nie mają najmniejszej ochoty tępić piractwa, z którego żyją. Oczywiście wszystko w granicach prawa.
Tyle, że sami nie wiedzą którego. W mailach cytowali mi prawo polskie, które ich w ogóle nie obowiązuje, bo firma jest cypryjska a serwery też poza Polską. Na koniec odwołali się do dyrektyw unijnych, które w ogóle nie są prawem, tylko wskazówkami jak państwa członkowskie mają budować swoje prawodawstwo.
Płynie z tego wniosek, że albo mój rozmówca był głupi albo uważał mnie za głupiego.
Żeby nie nudzić streszczam rozmowę w formie dialogu:
– Hej, ktoś mnie u was piraci!
– Bardzo nam przykro. Daj pan linka, to wywalimy.
– Sami se dajcie, tego jest 50 stron.
(na to nie odpowiedzieli)
– A w ogóle to dajcie mi adresy tych piratów, bo chcę sobie z nimi zatańczyć.
– Jak mam dać jak ni mom?
– To się pan ich zapytaj (albo pani).
– Nie pytamy o adresy.
– To odpowiadajcie wy za to co robią.
– Nie odpowiadamy, odpowiada użytkownik.
– To dajcie mi na niego namiar.
– Nie dajemy.
– A ktoś wam broni?
– Prawo tego nie wymaga.
Tutaj się rozpisałem twierdząc, że się mylą.
Ich własny regulamin mówi, że użytkownik zgadza się wziąć na siebie odpowiedzialność za to co robi i zgadza się wystąpić zamiast nich w sprawie. Więc mogą się domagać adresu i wszystkiego co tam potrzebne, żeby się pokłócić o to czy ktoś coś komuś spiracił czy nie.
Jeżeli kiedyś ktoś im kiedyś wytoczy proces to przegrają sromotnie, bo sąd łatwo ustali, że chronili pirata blokując poszkodowanym możliwość dochodzenia swoich praw.
Odpowiedzi nie było i mam nadzieję, że nie będzie, bo mnie irytuje rozmawianie z kimś, komu jest wiecznie przykro, że cię kradli ale dupy nie ruszy, żeby otworzyć ci drzwi do piwnicy, w której urywa się złodziej.
Fanom ściągania wszystkiego za darmo, przypomnę ich najważniejsze argumenty:
- „Książki są za drogie i nas nie stać” – mój jeden e-book kosztuje 7 złotych. Drugi 5. To tak drogo, że musisz ściągać z chomika?
- „Pazerni twórcy zarabiają pierdyliony, same są sobie winne” – jak dotąd zarobiłem na książkach mniej niż mnie one kosztowały.
- „Zapłacilibyśmy twórcom, ale nie wytwórniom, dystrybutorom i innych złodziejom” – jak kupisz w moim sklepiku, 90% trafia do mnie.
- „Ściągamy, bo kupowanie jest niewygodne i długo trwa” – serio? W moim e-sklepiku??? Prościej się już nie da.
- „Zapłaciłbym, ale jak mam czekać tydzień na przesyłkę…” – w sklepiku e-book albo piosenka są gotowe do ściągnięcia w trzy sekundy po zapłaceniu.
- „Ściągam, bo to daje autorowi reklamę. Powinien mi jeszcze za to płacić!” – poważnie? A masz jakieś dane które to potwierdzają? Od paru lat próbuję sprzedawać swoje różne twory. Przez ten czas nie było ani jednego przypadku, żeby ktoś coś ode mnie kupił, bo mnie znalazł na chomiku.
- „Kopiowanie nic nie kosztuje – dlaczego mam za to płacić?” – nie płacisz za plik, co mi wyrósł na dysku jak pryszcz na dupie. Płacisz za dane w tym pliku, które tam są, bo się ktoś napracował. Jedną książkę pisałem rok. Inną siedem lat. Wiele czasu, pieniędzy i determinacji kosztowało powstanie tego pliku. Za to płacisz – nie za fakt, że ktoś skopiował jakiś plik.
- „Nie obiecywałem nikomu, że nie będę udostępniać innym, więc się odwal” – nie w tym wypadku. Czytałeś co napisałem w sklepiku pogrubioną czcionką? Jeżeli kupiłeś i rozdajesz innym, to po prostu nie dotrzymałeś słowa. Na to nie ma żadnego usprawiedliwienia. Nawet mordercy w pierdlu mają honor i wiedzą co to znaczy „dotrzymać słowa”.
Może któryś z tych argumentów sprawdza się w tym czy innym przypadku.
Ale w moim akurat sprawa jest prosta i jasna: to są brednie. Ja nie jestem Kuba Wojewódzki, nie jestem Sony Recordings. Nie stać mnie na porządny rower, a co dopiero samochód. Nie jestem Doda Elektroda z bandą przypiętych mrocznych, cynicznych korporacji, żeby cieszyć się z tego, że nie trafi do mnie jeszcze więcej pieniędzy.
Sorry, że to upraszczam, ale w tym akurat wypadku to uproszczenie jest prawdziwe: jeżeli ściągasz zamiast kupić, okradasz mnie.
Nie płacisz przecież za skopiowanie pliku – płacisz za moją pracę, wysiłek, chęci i wykonanie. Za setki godzin pisania. Za 14 lat gry na gitarze. Za poświęcenie czasu, który mógłbym przeznaczyć na co innego.
Ty ściągasz za darmo, nie płacisz nikomu, chociaż możesz zapłacić i uważasz, że wszystko jest w najlepszym porządku. Tak jakby piosenki i książki w plikach rosły w lesie jak dzikie poziomki i spadały z nieba jak deszcz.
Moralność, przyzwoitość, bycie fair to coś co człowiek ma sam dla siebie i sam przed sobą.
Nie ważne prawo. Nie ważne co ludzie mówią. Sam jesteś swoim własnym sędzią. Rozsądzaj.