Nigdy nie reklamuję swoich książek.
Nie wiem dlaczego. Chyba jestem nienormalny. Każdy to robi. Korwin na blogu to co drugi dzień przypomina, że są książki do kupienia. Ba, nawet anty-mainstreamowy Tomek Żółtko przypomni co parę dni, że tu płytka, tam wierszyk, tu koncercik…
Tylko ja milczę jak grób. Jak mim. Jak idiota.
Zupełnie jakbym się wstydził tego, że napisałem książki i nagrałem płytki.
A przecież się nie wstydzę ani trochę! Dobre są te książki. Zwłaszcza na lato. I jeszcze do tego tanie.
A „Droga Wojewódzka 666” to w ogóle best-sellerem była!
To jest coś z psychiką. Jakiś polono-wirus, PRL-pasożyt, bloko-bakteria, co siedzi mi w głowie i każe się zamknąć za każdym razem jak mam ochotę poinformować świat o tym, że zrobiłem coś wartego uwagi. Ale zwykle nawet nie mam takiej ochoty. Nawet mi to do głowy nie przyjdzie.
Jak się z tego uwolnić?
Znam takich, którzy nie mieli nigdy tego problemu. To obcokrajowcy. A jeżeli nawet nie, to jakiś obcy mi gatunek Polaka.
Znam też takich, którzy się uwolni i dzisiaj szaleją, reklamują, sprzedają. Ale nie podoba mi się sposób w jaki się uwalniali. Mam zawsze wrażenie, że zrobili sobie przy tym lobotomię i teraz nie mają dostępu do tej części mózgu, która odpowiada za rzeczy typu wstyd, zażenowanie, skromność, samoświadomość itp. Wycięli to w cholerę, bo im przeszkadzało się reklamować.
I teraz zamiast „dzień dobry” mówią „kup”.
A może i dobrze zrobili? Oni nie czują tego wszystkiego co ja czuję, kiedy mówię „kup”. W ogóle nic nie czują. Bo po co? Czuciem się nic nie sprzeda.
Ciekawe jak sobie Tomek Żółtko z tym radzi? On czuje. Czuje tyle, że wystarczyłoby na kilka osób. A jednak umie powiedzieć „polecam uwadze państwa książki”.
Może mnie kiedyś nauczy.
A jak nie on, to może ty? Wiesz jak? Jak to robić, żeby się zareklamować, ale nie zatracić przy tym tego co ważniejsze?
Jeżeli wiesz, to być może chowasz skarb – napisz przynajmniej parę słów w komentarzu.
Na koniec, w ramach ćwiczeń i nauki, przemogę się i powiem: wejdź do sklepiku i kup!
„Droga Wojewódzka 666”, „Ironizator” albo „Przegląd Jezusów Polskich”. Pierwsze dwie to wesołe i ironizujące opowiadania, które przemycają tu i tam coś mądrego. A ostatnia dużo mądrzejsza. Coś o Biblii, Bogu i kościele, do pozastanawiania się. Niedługie i absolutnie nie nudne.
Wejdź, poczytaj opinie, kup. Bo lato.
No i jak, dobrze mi poszło?