Świat jako szpital

2014-10-13Blog5029

Zastanawiam się skąd autorzy artykułów w gazetach biorą swoje informacje. Na przykład o USA – ciągle ostatnio piszą, że gospodarka ruszyła, że poprawia się, że jest coraz lepiej, itd.

Na podstawie jakich danych, pytam? Ze szklanej kuli to wywróżyli, czy co?

Bo dolar idzie w górę? No a co w tym dziwnego? Z jednej strony wszędzie banki centralne drukują pieniądze jak wściekłe, z drugiej ci, którzy mają dużo tych pieniędzy, muszą je w jakiejś walucie trzymać. Chińskie renminbi to jeszcze egzotyka. Dopiero od niedawna jest naprawdę wymienialne (mimo to międzynarodowy obrót w renminbi wzrósł o ponad 300% w ciągu ostatniego roku). Do wyboru jest tylko dolar, euro i jen. Jen jest w stanie przedzawałowym, euro świetlanej przyszłości nie ma. No to kupują dolary.

Najbardziej zadłużonego kraju w historii świata.

I przychodzi na to wszystko dziennikarz, posłucha plotek z kraju i ze świata, wyczuje jakie jest aktualnie generalne wrażenie, więc dołącza do tej globalnej zgadywanki i pisze: hej ludzie – w USA się poprawia!

To nie im się poprawia. To wszystkim innym się pogarsza.

Ludzie powiadają, że świat to dom wariatów. Nie rozumiem po co się ograniczać tylko do chorób psychicznych?

Ja widzę świat raczej jako szpital.

Na wydziale intensywnej terapii, w Łóżku Ostatniego Zejścia leży Japonia. Z takim długiem, że co roku 25% całego budżetu idzie tylko na spłatę odsetek. To już trup, z tego się nie da wyjść. Każdy kto ma rozum wie doskonale, że to ostatnie dni pacjenta, ciągnie tylko na respiratorze.

Ale w tym szpitalu nikt już trzeźwo nie myśli. Bo wszyscy chodzą zaćpani lekami przeciwbólowymi.

I dlatego, jak byś próbował złożyć Japonii kondolencje, to zapyta cię zdziwiona o co ci chodzi. Powie, że czuje się doskonale, a w ogóle to lekarze mówią, że już niedługo wyjdzie ze szpitala.

Pewnie, że wyjdzie. Nogami do przodu.

W sali obok leży Europa. Straszny tam tłok ostatnio. Po jednej stronie sali Niemcy, Francja, Anglia, po drugiej Włochy, Hiszpania, Grecja. Na korytarzu Polska, Czechy i reszta słowiańskiej hołoty. I tu też: wszyscy od rana do wieczora prawią sobie komplementy mówiąc jak dziś zdrowo wyglądają, i życząc sobie rychłego wyjścia.

Po tej stronie co Niemcy jeszcze nie jest tak źle. Opieka jest doskonała, przynoszą basenik i kaczuszkę, zapewniają dobre jedzenie i dużo rozrywki. Właściwie to nie szpital – to hispicjum. Cała praca sprowadza się do tego, żeby uprzyjemnić ostatnie chwile. O leczeniu nikt nie myśli, bo pacjenci katygorycznie odmawiają. Oni tu myślą, że są zdrowi.

Po drugiej stronie sali żyje się od zawału do zawału. Lekarz (bank centralny) chodzi tylko z respiratorem (druk pieniądza) i jak ktoś przestaje oddychać daje mu kopa (bailout). Tylko słychać okrzyk „clear!” i lecą pieniądze.

Pacjent otwiera wtedy zdziwiony oczy, a wszyscy go pocieszają nie mogąc się nadziwić jak to się stało. I że to nie jego wina, bo przecież kto to mógł przewidzieć?

Największą salę zajmuje Ameryka. Jest tak spasiona, że leży na trzech łóżkach na raz. Badania krwi pokazują, że płynie w niej głównie cholesterol. I ona też: od zawału do zawału. Ale się tym zupełnie nie przejmuje, bo jej lekarz ma tak wielki respirator, że ożywiłby kościotrupa. Leczyć się? W życiu!

Nie tylko, że się nie leczy, ale wszystkie siły przeznacza na szukanie klientów do obicia ryja. Strasznie to lubi. Robi sobie wrogów gdzie tylko może od tak dawna, że już prawie nie ma żadnych przyjaciół. Podsłuchiwała Niemców, obrażała Francuzów, tylko Anglików jeszcze toleruje. Polaków i inny drobiazg ma całkowicie w dupie i nawet się z tym specjalnie nie kryje. Na salę ich nie wpuszcza, jak chcą odwiedzić. Przepustkę muszą mieć.

Ameryka uważa, że jest wieczna. Łóżka pod nią trzeszczą, ale ona uważa, że to nie tłuszcz – to mięśnie. Nikt jej nie lubi, leży sama. Zresztą nikt by nie chciał w tej samej sali leżeć, bo huligani rozbijają jej co chwilę okna kamieniami. A ona w odwecie wysyła na nich zbirów, bo sama jest za gruba i nie wychodzi.

Zresztą jest chora jak wszyscy inni.

Jest w takim stanie, że wykorkowałaby szybciej niż Japonia, gdyby nie to, że jej choroba jest specyficzna. Otóż zarażając wszystkich innych, może przedłużyć własne życie. Krążą więc po całym szpitalu zarażone dolary, a inni biorą, bo muszą.

I tak wygląda ten szpital.

Aha, jeszcze Polska.

Polska to ta staruszka co leży na korytarzu. Choruje na to samo co wszyscy, a do tego jest chora psychicznie. To niegroźna choroba – wydaje jej się, że jest najważniejsza w całym szpitalu i że wszyscy ciągle o niej gadają. Ponieważ w rzeczywistości sfiksowana babcia nikogo specjalnie nie obchodzi, gada cały czas do siebie. Głównie narzeka na siebie albo ma o coś pretensje do innych. Na dłuższą metę męcząca.

Kiedyś była młoda i bardzo piękna. Część jej choroby polega na tym, że uważa, że dalej jest młoda i piękna. Fakt, że trochę tej urody jeszcze widać. Ale prawda jest taka, że starzeje się najszybciej w całym szpitalu.

Za to jest bardzo sprytna: wyrzuca lekarstwa, chowa strzykawki, fałszuje wyniki badań, więc wszyscy sądzą (zwłaszcza w Europie), że jest dużo zdrowsza niż jest. W rzeczywistości ma raka w tylu miejscach, że dać jej tylko szczypce i cała będzie rakiem.

Leży, ale pracuje cały czas, jak opętana. Ale wszystko co robi jest tak nieprzemyślane i źle zorganizowane, że efektów prawie nie ma. Niemcy czy Anglia w godzinę zrobią tyle co Polska w cały dzień.

Ale im mniej jest efektywna w tym co robi, tym bardziej dumna jest z tego, że ciężko pracuje. I nie może tego zrozumieć.

Ona też wyjdzie z tego szpitala nogami do przodu.

Ktoś się być może zastanawia gdzie są Chiny, Indie, Brazylia, Rosja…

Otóż oni nie są w szpitalu. Nie są na tyle chorzy.

Oprócz Rosji.

Rosja nie leży w szpitalu. Rosja aktualnie przebywa w domu wariatów.

Na oddziale zamkniętym.

Niestety ostatnio jej się pogorszyło.

Podziel się z głupim światem