Strasznie mi głupio.
Głupio mi, że inni cierpią, a ja nie. Że ktoś jest chory, kiedy ja jestem zdrowy, mi głupio. Jestem pełen szczęścia i, jeżeli mam być szczery, czuję się absolutnie fantastycznie. Ale nie pokazuję tego za bardzo. Bo mi głupio.
Jest mi źle, że jest mi tak dobrze.
A wiem, że powinno mi być źle. Choćby dlatego, że rozstałem się z kimś, i temu komuś jest źle – a mi, jak na złość, jest dobrze. Szlag by to trafił. No i co ja mam z tym zrobić, że mi dobrze? Też bym wolał, żeby mi było źle. No dobra, nie wolałbym wcale. I z tego powodu też mi głupio.
Powinno mi być źle, bo takie są oczekiwania społeczne. A akurat zrobiłem parę rzeczy, od których zrobiło mi niebotycznie dobrze. A przecież wszyscy czekają w napięciu, aż mi się wszystko rozp***doli. A ja ich wciąż rozczarowuję. Głupio mi, noż k***wa, jak mi głupio.
Parę osób twierdzi, że jest mi źle – tylko, że ja o tym jeszcze nie wiem. Że wszystkie moje kubki smakowe mnie okłamują, mój śmiech jest w rzeczywistości nerwowym kwikiem, skaczę po domu nie z radości, tylko z powodu zatrutej duszy, a orgazmy wszystkie udaję. I robię to tak dobrze, że udało mi się oszukać siebie samego. I nawet sam nie wiem, że udaję. Ale oni wiedzą. Oni znają prawdę. Oni.
Ba, krążą już nawet proroctwa, że będzie mi źle! A nawet, że już jest. Ponoć są też tacy, którzy mówią, że to wszystko, co mi się dzieje, to wina szatana – tylko właśnie nie za bardzo wiem co mi się dzieje, bo ja jestem szczęśliwy jak jasna cholera, i robię się szczęśliwy coraz bardziej. Więc tym bardziej mi głupio.
Do tego jeszcze dochodzi fakt, że wszystko mi się udaje. Czego nie tknę, to rozkwita. Dobrze, że nie od razu, przynajmniej, tylko po jakimś czasie. Ostatnio okazało się przykładowo, że zrobiłem potworny błąd wiele miesięcy temu. I ostatnio, w ramach naprawiania go, spieprzyłem jeszcze więcej. Naprawić, naprawiłem, ale trzeba było przy tym coś zburzyć. I co? I czekam na karę – a tu: nagroda. Noż wścieklizny można dostać. Przecież musi mi być źle po czymś takim!
A mi dobrze, jak na złość. A staram się. Myślę, jak tu nie być szczęśliwym.
Ale nie wychodzi. Pewnie dlatego, że wiem dobrze, że tak naprawdę to ja chcę być szczęśliwym.
A gdybym tylko nie chciał – jak wiele osiągnąć! Mógłbym zatonąć w morzu smutku, wypić wiadro goryczy, wylać rzekę łez i spojrzeć w głębię rozpaczy. Przyjaciele mogliby z satysfakcjonującym smutkiem kiwać nade mną głowami, mówiąc dobrotliwie: „tak to już jest w życiu„. I pocieszaliby mnie w mojej nieszczęśliwości. Byłbym nieszczęśliwy pomiędzy nieszczęśliwymi. Prawdziwy Polak.
A mój blog? Mógłby być pełen żałosnego jęczenia nad nędznym ludzkim losem, nad beznadziejnością bytu, nad rozpaczą egzystencjalnej samotności, tak docenianych przez polskich czytelników. Ba, mógłbym nawet stać się sławny! Jak Kominek, który zaczął przecież karierę blogową od planów samobójstwa.
A gdzie moje samobójstwo? Gdzie mój żal i ból? Gdzie one są?
Otóż powiem wam gdzie są: w ciemnej dupie są.
Bo jestem beznadziejnie szczęśliwy i wszystko mi wychodzi.
I nawet ci, którzy od lat mi mówili „czekaj, czekaj, zobaczysz, ze zaraz ci się spieprzy” odeszli zrezygnowani, bo nawet kiedy przestawałem w życiu być szczęśliwy, to te momenty były tak krótkie, że czasem nie zdążyli nawet komentarza na Facebooku napisać o treści „oooo, przykro mi„.
A tak, właśnie, właśnie: przykre to wszystko.
Opowiedziałbym wam więcej i bardziej szczegółowo, o tym jak jestem szczególnie szczęśliwy i bardzo zadowolony, ale jak rzekłem, głupio mi o tym pisać. Bo ja was lubię. I dlatego życzę wam szczęścia. Być może nawet więcej niż wy sami sobie życzycie.
I tak naprawdę najbardziej mi głupio wtedy, kiedy widzę kogoś, kto nie zasiał sobie w życiu tego, co rodzi szczęście. Siał chwasty, albo w ogóle nic. Patrzę na kogoś, kto zamiast czytać książki, oglądał całymi dniami MTV, kto zamiast stawiać czoła uciekał, kto zamiast patrzeć wolał nie widzieć, kto był zbyt tchórzliwy, żeby walczyć i zbyt leniwy, żeby siać. Patrzę – i mi głupio.
Bo przecież głupio się je obiad przy kimś, kto stoi głodny.
Postaram się więc nie narzucać zbytnio ze swoim szczęściem. Ale gdyby mi nie wyszło – z góry za to serdecznie przepraszam wszystkich mniej szczęśliwych niż ja.
Czyli – w przybliżeniu – wszystkich.