Czy wiedziałeś, że istnieje coś takiego jak „współczynnik wypłacalności banku”?
Jest to wskaźnik procentowy, który ma nas przekonać, że bank nie przesadził z ryzykiem inwestycyjnym i możemy spać spokojnie.
Minimalny współczynnik wypłacalności ustalony przez Międzynarodowy Komitet Nadzoru Bankowego wynosi obecnie 8%. Polskie banki mają ten wskaźnik powyżej 12%.
Czy to znaczy, że możemy spać spokojnie?
Tak, ale pod warunkiem, że nie umiesz czytać ani myśleć.
Bo kiedy wczytasz się choć trochę w szczegóły, to okazuje się, że ten wskaźnik jest nie tyle ekonomiczny, co polityczny!
Okazuje się, że każdy rodzaj aktywów banku ma przypisany poziom ryzyka. Jest 6 różnych wag, od 0% do 100%. Mnożąc wartość poszczególnych aktywów przez jego wagę otrzymujemy „aktywa pomnożone przez ryzyko”. Zestawiając to z faktycznym majątkiem banku można w ten sposób ustalić czy to co bank ma w razie złego inwestowania wystarczy, żeby bank przeżył.
Taka jest koncepcja.
I może by ona nawet nie była taka zła, ta koncepcja, gdyby nie to co autorzy wskaźnika uznali za aktywa ryzykowne a co za nie ryzykowne.
I tak, ryzyko na poziomie 0% (czyli: całkowicie nieryzykowne) bank ponosi, kiedy zainwestuje w obligacje rządów państw ze strefy A. Co to za strefa A? W skrócie: kraje Unii Europejskiej.
Co oznacza, że jeżeli twój bank za twoje pieniądze kupi obligacje zbankrutowanej Grecji albo bankrutujących Włoch to według współczynnika wypłacalności banku, nie ma w tym absolutnie żadnego ryzyka!
Z kolei kiedy bank pożyczy komuś twoje pieniądze pod zastaw domu (z całkowitym pokryciem i zabezpieczeniem), to waga ryzyka wynosi 50%.
Ciekawy ten wskaźnik, nie?
Jeżeli więc bank chciałby poprawić swoje statystyki ryzyka, powinien kupować w dużych ilościach obligacje bankrutów Unii Europejskiej, które jak już dziś wiadomo są niemożliwe do spłacenia.
Z kolei jeżeli bank chce popsuć swoje statystyki, to powinien pożyczać twoje pieniądze facetowi, który ma dom warty więcej niż pożyczka. Co prawda bank nic nie ryzykuje, ale wskaźnik ryzyka mu się pogarsza.
Tutaj warto przypomnieć, że twórca przyszłego systemu podatkowego minister Morawiecki był w zarządzie banku BZ WBK, gdzie budował misia na miarę naszych możliwości, robiąc nas wszystkich w konia wskaźnikami o idiotycznych kryteriach.
A teraz został ministrem finansów. Będzie budował misia dla nas wszystkich.
Banki + państwo. Szwindel wszechczasów.
—
PS: Blog wspiera mecenas strony: DamKoszty.com