W dzisiejszym Newsweeku, na stronie 38 można zobaczyć moje zdjęcie. A pod nim można przeczytać tekst, który w moje wirtualne usta włożył Igor Ryciak.
No muszę się trochę skrzywić, bo nie włożył go najlepiej. Brzmię tam jakbym miał trudności z budowaniem zdań złożonych albo bardzo się spieszył. Tworzy to taki klimat człowieka, który wie czego chce i nie ma czasu się rozwodzić nad byle pierdołami lub też denerwuje go jak mu ktoś zawraca głowę pytaniami.
W rzeczywistości to ja nawijałem całkiem wylewnie przez ponad godzinę, jedząc w międzyczasie zupełnie niezłego kotleta w Newsweek-owym bufecie. Przy tej okazji pragnę złożyć podziękowania dla tej biednej kury, która poświęciła dla mnie swoje życie i życzyć jej powodzenia w życiu pozagrobowym.
Mimo wszystko nie jest źle, w większości to co mówiłem się zgadza.
Wszelakoż najważniejsze dla mnie osobiście jest to, że jestem w gazecie, która jest na śliskim papierze. I do tego kolorowym. Jak o mnie pisali w Gazecie Krakowskiej, to mnie aż tak nie cieszyło. Tym bardziej, że zrobili dużo więcej błędów. Ale nie o błędy chodzi, tylko o to, że Krakowska nie jest na śliskim papierze. Śliski papier jest dla mnie bardzo ważny.
Pamiętaj, jeżeli chcesz zrobić na kimś wrażenie, napisz mu coś na śliskim papierze!
Dla wszystkich tych, którzy przeczytali ten tekst z Newsweeka zrobię teraz małą erratę:
- „Przydałby się jakiś inwestor, bo sam już nie daję rady„ – bez przesady, tego nigdy nie mówiłem. Daję sobie radę doskonale. Ale z inwestorem można więcej. Wiele fajnych pomysłów ginie bez wsparcia. Szkoda by było.
- „Korwin-Mikke byłby dobry, gdyby nie był tak agresywny. Ma dobre poglądy i zastanawiam się, jak on mógł je tak spieprzyć„ – nie powiedziałem, że się zastanawiam. Nad czym się tu zastanawiać?
- „W Anglii założyłem spółkę (…) W ten sposób nie płacę ZUS. Nie będę wyrzucał 800zł miesięcznie” – ZUS, i podatki, i kontrole, i księgowość, i pieczątki, i kary, i pozwolenia…
- „To było zaraz po tym jak skompromitowaliśmy się na mistrzostwach piłkarskich w Austrii” – nie my, tylko oni. Mnie wśród działaczy PZPN nie było. A w piłkę nie gram tak dobrze, żeby mnie wybrali do reprezentacji Polski. Chociaż jeżeli obecny trend w poziomie polskiej piłki się utrzyma, to kto wie, może jeszcze wybiorą…
- „Na gitarze nauczyłem się grać zupełnie sam. Miałem tylko start śpiewnik harcerski, gdzie było opisane kilka chwytów„ – nie mówiłem, że harcerski. Z harcerzami to ja mam wspólną tylko literę „h”. A i to przez „ch” raczej. To był, proszę pana, taki śpiewniczek kościelny akurat. Ale fakt, że był stary i było tam kilka chwytów. To zupełnie wystarcza na początek.
- „Chcieli mnie nawet zatrudnić w polskim oddziale Motoroli„ – nie wiem skąd to „nawet”. To, że firma jest znana, nie znaczy, że to praca marzeń. W Motoroli zatrudniali wtedy wszystko co tylko potrafi pisać na klawiaturze i odróżnia bit od bajtu. Większość absolwentów UJ oczywiście odpadała, bo się okazywało, że jednak nie odróżniają.
Więcej się nie czepiam, bo też i nie ma czego. Śliski papier (w dodatku kolorowy!) przesłania mi i tak wszelkie nieścisłości i sprawia, że zadowolny z życia. Aż normalnie pójdę kupić spodnie z tej radości. Będę miał już 2 pary. Może ktoś mnie pozna w sklepie:
– Hej, to pan jesteś tym baronem z Newsweeka?
– Tak.
– O, to miło poznać, gratuluję tego-tamtego-i-owego [tutaj zawsze każdy gratuluje czegoś innego, nierzadko tego za co potępił mnie ktoś godzinę wcześniej]
– Dziękuję.
– A co pan kupuje?
– Spodnie.
– A jakie?
– Śliskie i kolorowe. Jak papier w Newsweeku.
– Pan to ma gust… Wie pan, ja też takie kupię.
Tak więc zachęcam: bądźmy śliscy i kolorowi! Jak Newsweek!