A czy wiecie, że Polska ma armię?
Ja się dowiedziałem we wtorek, kiedy to na prezentacji wspaniałości rządu, minister Macierewicz ogłosił, że Polska wysłała siły zbrojne w okolice Morza Egejskiego.
Jest to prawie wojna.
Jest to również prawie armia, bo Resort Obrony uściślił, że wysłany został 1 okręt. Słownie: jeden. Dumna nazwa „ORP Generał Tadeusz Kościuszko”, niemożliwa do wymówienia dla partnerów z NATO, zrekompensuje z powodzeniem wysoki poziom jednostkowości Polskich Narodowych Sił Zbrojnych.
Wygląda na to, że partnerzy z NATO nie będą jednak musieli ćwiczyć trudnej wymowy, bo okazuje się, że duma imperialnej potęgi Rzeczpospolitej, która na papierze pływa już po Morzu Egejskim, w rzeczywistości stoi w porcie w Gdyni.
Nie ma się co dziwić. Zanim rozkaz przejdzie przez 120 generałów (3 razy więcej niż ma największa armia świata) i dotrze do generała okrętu, zdąży nadejść Boże Narodzenie. Bo my, w imperialnej Polsce ufamy tylko rozkazom na papierze. Z odpowiednim zestawem pieczątek. Dostarczonym przez państwową Pocztę Polską (wkrótce: Narodową Pocztę Polską). A potem też trzeba będzie zrobić przerwę, bo przecież ksiądz będzie chodził po kolędzie. Zanim odwiedzi wszystkie kajuty, akurat będzie wiosna i można wypływać.
Niech nam jednak szczegóły techniczne nie przesłonią dumy narodowej płynącej z faktu, że Rzeczpospolita wysłała w świat siły zbrojne. Nie poddawajmy się przygnębieniu, że armia to w rzeczywistości jeden okręt nadający się chwilowo tylko do tego, żeby patrzeć z niego przez lornetkę na chaszcze przy brzegu i w razie wykrycia wroga zawołać na pomoc prawdziwe siły zbrojne.
No to co, że jeden okręt? To Polski okręt! Narodowy! Imienia Kościuszki i Macierewicza! Jak udowodnił film „Czterej Pancerni i Pies”, Polska jednym czołgiem potrafi prawie samodzielnie wygrać II Wojnę Światową.
I to bez modlitwy! A co dopiero z modlitwą!
I księdzem po kolędzie.