Kto nie wie co to jest bitcoin, ręka w górę!
Ci co podnieśli ręce, wyjść.
Albo nie. Nie wychodzić. Poczytać to.
A temu, komu się nie chce wyjaśniam w makabrycznie uproszczonym skrócie: bitcoin to elektroniczna waluta, która istnieje wyłącznie jako zapis w Wielkiej Globalnej Internetowej Księdze Transakcji. Księga jest jedna, jest jawna, i każdy ma do niej dostęp. Obsługa transakcji odbywa się wyłącznie przez komputery, a cały system jest zaprojektowany w dwóch celach:
- żeby dostęp do środków miał tylko ten, kto jest do nich upoważniony
- żeby nikt nie mógł sfałszować zapisu w Wielkiej Księdze Transakcji
I jak pokazała praktyka system wywiązuje się z tych zadań sprawnie.
Problem z Bitcoinem jest taki: ponieważ opiera się na zupełnie innym podejściu do kwestii pieniądza, mało kto go rozumie. Mało kto w ogóle chce. Zwłaszcza im kto starszy i rozleniwiony (na przykład przez to, że ma za dużo pieniędzy i już mu się nie chce myśleć nad niczym co ma mniej niż 20 lat).
A ponieważ starszym i mądrzejszym się nie chce albo nie mogą, za bitcoin wzięli się młodsi i głupsi. Młodzież z ADHD, wizjonerzy, idealiści et hoc genus omne. Tacy, co jak ich oderwać od internetu na więcej niż 24 godziny, dostają zapaści.
Bitcoin – jak zresztą każdy pieniądz – jest kupowany w dwóch celach: albo po to, żeby nim obracać (kupować i sprzedawać) albo na handel (spekulacja, wymiana walut). Sęk w tym, że za dużo tego drugiego, za mało tego pierwszego.
Jaki jest skutek? Taki, że cena bitcoina lata jak pijana ćma ze świeżbem. Młodzież w panice kupuje i w panice sprzedaje. Nic w tym dziwnego – od tego młodzież jest młodzieżą, żeby się podniecała byle czym. A cena skacze.
Jakby tego było mało, od czasu do czasu w świecie bitcoina następują katastrofy. Chyba wszystko co mogło pójść nie tak, poszło. Były błędy w systemie, była delegalizacja bitcoina przez kilka rządów, upadła największa na świecie giełda bitcoina, wykryto parę większych oszustw – do wyboru.
Jak więc to możliwe, że tak niestabilny, niezrozumiały, tępiony i potykający się system monetarny ciągle jeszcze żyje?
Nie dość, że żyje – rozwija się.
Wielu sędziwych przepowiadało, że bitcoin to nic więcej niż ciekawostka, chwilowa moda, wariactwo młodych ludzi z obsesją na punkcie nowych technologii. Padnie, zginie, słuch po nim zaginie.
Ci sami ludzie zapewne mówili to samo o PayPal’u. Mimo, że za jednym i drugim stoją zupełnie inne założenia, oba systemy od praktycznej strony są porównywalne. Służą do tego samego – do wygodnych, bezpiecznych internetowych rozliczeń pomiędzy stronami. Są to systemy, które budują most ponad przestarzałym podziałem świata na państwa i waluty. W świecie internetu, globalnej komunikacji i globalnego transportu taki podział nie ma już sensu.
Ale PayPal to tylko łata nałożona na dziurę starego systemu. Bitcoin to nowy system.
I w mojej ocenie – nieporównywalnie lepszy.
Góruje nad walutowym systemem pieniądza tym, czym serwis internetowy góruje nad papierową gazetą.
Nie wierzysz? Więc wyjaśnij: dlaczego bitcoin jeszcze żyje?
Bitcoin nie chce zginąć, bo bitcoin najwyraźniej jest czymś więcej niż moda – bitcoin jest potrzebny. Pod najbardziej widoczną warstwą spekulantów elektroniczego pieniądza tworzy się warstwa o wiele ważniejsza – warstwa biznesmanów. Ludzi, którzy kupują bitcoin nie po to, żeby go sprzedać z zyskiem, ale po to, żeby nim obracać. Ci szybko przekonują się, że bitcoin ułatwia życie tak jak kiedyś ułatwił je nam PayPal. Bitcoin robi to samo, ale idzie w tym o wiele dalej.
Krótko mówiąc, bitcoin jest jak Polska – jeszcze bitcoin nie zginął, póki my żyjemy!
My, którzy go potrzebujemy. Nie hobbyści, nie fascynaci nowych technologii, nie spekulanci, ale my: przedsiębiorcy, my: twórcy. Wszyscy ci, którzy uznajemy wyższość wolnego handlu nad markantylizmem państw i monopolem banków centralnych.
Bitcoin jest po prostu potrzebny i kropka.
A skoro jest potrzebny, będzie istniał.
A skoro będzie istniał, może czas się z nim oswoić.
Świat na ciebie nie poczeka. Tak jak nie poczekał na tych, którzy nie chcieli się dwadzieścia lat temu oswoić z internetem.
Martin Lechowicz
—
Artykuł powstał we współpracy z Dam Koszty.com (hej, jedni rozdają zasiłki, inni koszty – świat jest dziwny, co nie?)
—