Przygnębia mnie fakt, że zainteresowanie Bogiem jest rzadko wynikiem rozsądku, obserwacji i trzeźwego myślenia.
W Polsce ludzi biorących kwestie Boga na poważnie jest niewielu. I są oni jego zwolennikami na skutek dwóch rzeczy. Praktycznie tylko dwóch: albo tradycji albo emocji.
Pierwsi to przede wszystkim katolicy z dziada pradziada oraz protestanci z baby prababy. Lub odwrotnie, jak kto woli. Są to ludzie, którzy – z wielką przykrością to mówię – Boga jako osoby nie znają. Nie przeżyli z nim niczego specjalnego. Jakiegoś bardziej osobistego stosunku też do niego nie mają. Bóg jest w ich wizji rzeczywistości nie tyle osobą, co częścią większej religijnej ideologii. Ideologii, w której liczą się nie relacje, tylko zasady, ale nade wszystko – przynależność.
Drudzy to głównie bywalcy hiper-charyzmatycznych kościołów, którym czasem naprawdę blisko do stereotypu sekty. Silne przywództwo, dużo nakręcania się, nacisk na przeżycia. Wydawałoby się, że to ludzie absolutnie oddani Bogu, ale bystry obserwator zauważy, że obowiązuje tam totalny egocentryzm – styl uprawiania tego chrześcijaństwa wymaga koncentracji na sobie, własnych potrzebach i własnych przeżyciach. Modlitwy sprowadzają się do „Panie, daj mi”, „Panie zmień mnie” i tak dalej. Nie, żebym uważał to za coś złego. Przeciwnie, to zupełnie naturalna rzecz. Zauważam tylko, że jest to skrajnie odległe od postawy Jezusa, który tak dużo troszczył się o innych, że zapominał o sobie.
Dla trzeźwego obserwatora obie te postawy wyglądają nie jak chrześcijaństwo, tylko jak jego parodia.
Nie rozumiem zupełnie gdzie się podziewają ludzie, którzy Boga chcą szukać nie z powodu fascynacji tradycją ani nie po to, żeby sobie robić dobrze duchowo. Tylko na przykład doszli do wniosku, że istnienie Boga, życie z Bogiem i nawiązanie z nim kontaktu to realna możliwość i w związku z tym może warto zaryzykować i sprawdzić samemu?
Gdzie są tacy ludzie?
Wiem, że przez ostatnie 10 lat zgromadziło się ich trochę wokół mojego portalu Odwyk.com. Fajnie. Ale co, to już wszyscy? To mniej niż jeden promil Polaków. A co z resztą?
Zawsze wydawało mi się, że ta droga poszukiwania Boga przez rozum jest drogą najbardziej oczywistą. Drugą jest osobiste doświadczenie ingerencji Boga w realnym życiu. I nie mówię tu o „mieszkaniu Jezusa w sercu”, ale o tym, że zbiegami okoliczności Bóg pozwala uniknąć służby wojskowej. Albo sprawia, że w beznadziejnej sytuacji bezrobotny dostaje pracę. Zresztą wszystko jedno – byle to byłby weryfikowalne fakty, nie wewnętrzne odczucia.
Okazuje się, że jak postawić obok siebie ludzi twierdzących, że są chrześcijanami, to źródłem tego twierdzenia będzie tradycja, zasady albo przynależność do fajnej grupy. I na tysiąc takich być może znajdzie się jeden, który powie, że z Bogiem coś przeżył sam, osobiście. Lub taki, co sam, osobiście, postanowił zaryzykować i poszukać tego kogoś, bo mu rozsądek i naukowa postawa podpowiedziały, że warto sprawdzić czy kod DNA i rozkodowujące go białka na pewno mogły ułożyć się same z siebie czy jednak stał za tym inteligentny projektant.
Jeden na tysiąc? Jak dobrze pójdzie.
Widzę te miliony ludzi odmawiających kategorycznie osobistej relacji i osobistej refleksji. Nie żeby komuś coś udowodnić, nie żeby być takim jak inni, nie z przyzwyczajenia ani lenistwa. Ale dla siebie samego.
Z rozsądku. Z ciekawości. Z ostrożności.
Albo z wdzięczności. Z wdzięczności do Nieznanego Projektanta, za sprawą którego dziś możemy rozmawiać, myśleć, wybierać.
Czy znacie kogoś, kto patrzył któregoś dnia na zachód słońca albo podręcznik do biologii, pokręcił głową, powiedział „bez jaj, musiał byś jakiś stwórca” i sięgnął do Biblii? Uczciwie, z ciekawości, a nie jako broń do walki czy amulet do odczyniania?
Chciałbym słyszeć takie historie.
Wydają mi się takie cudownie ludzkie. Przywracają wiarę w człowieka jako jednostkę.
Ale coraz mniej takich historii. Brakuje jednostek, widzę za to niezmierzony, brnący w coraz większe szaleństwa, owczy tłum.
I o ile znam tego Projektanta, to jestem przekonany, że kiedy ten świat projektował, to nie z powodu tych tłumów. Ale z powodu tych jednostek.