Czy jest jakiś powód, dla którego polskie święta są tak strasznie ponure?
Jacy ludzie, takie święta. Albo odwrotnie?
Odkąd pamiętam Boże Ciało było wyjątkowo smętnym, nudnym świętem, którego głównym zadaniem było wciągać wszystkich w wieczną depresję. Widziane oczami dziecka polega na chodzeniu przez 3 godziny bez celu w tempie czołgającej się staruszki oraz klękaniu w błocie w celu przebłagania jakiegoś marudnego lokalnego bóstwa.
Oczami dorosłego wszystko wygląda dokładnie tak samo.
Co znaczy, że albo święto faktycznie takie jest, albo ja nigdy nie dorosłem. Nie wiadomo, które bardziej prawdopodobne.
Jak tylko zerwałem się ze smyczy rodziny, domu, przerażenia w oczach babci oraz pytania „co ludzie powiedzą”, przestałem snuć się za tłumem nieszczęśliwych ludzi i udawać, że zawodzę „któryś za nas cierpiał rany”, czy co to się tam śpiewa. Nie wiem co się śpiewa i nie chcę wiedzieć, podobnie jak nie chcę wiedzieć jaką łyżeczką je się smażone owsiki oraz zupę z małpich mózgów.
Są na pewno tacy, co uwielibiają to święto. I bardzo dobrze. Są to za pewne ci sami, którzy lubią narzekać nad tym, że od 5 lat szef nimi pomiata. A nie lepiej zmienić do cholery pracę? Nie. Dlaczego nie? Bo to nie do pomyślenia.
Podobnie jak zmienić kościół.
Albo w ogóle cokolwiek zmienić.
Nie, żeby mnie nie fascynowało obserwowanie jak ludzie marnują swoje życie, idąc przez nie dokładnie tak samo jak idą w pielgrzymce w Boże Ciało. Idą, nie dlatego, że chcą. Nie dlatego, że to fajne. Nie po to, żeby coś osiągnąć.
Idą, bo tak trzeba.
No niech idą, popatrzę sobie z okna. Z wielkim zadowoleniem, że nie jestem już jednym z nich, w tłumie nieszczęśliwych ludzi, idących posłusznie, ubranych posłusznie, klękających posłusznie.
Jedno mnie tylko irytuje – ta żałosna Bozia na Patyku, którą niosą jak baner reklamowy. Ponura, nudna i smętna jak całe to święto. Nie podoba mi się, że Bozię na Patyku nazywają Jezusem. Coś im się pomyliło, Jezus, którego znam z Biblii nie był patronem depresji.
Bozia na Patyku ma tyle wspólnego z Jezusem z Biblii, co śmierć z życiem, co starość z młodością, co nadzieja na przyszłość z rozpamiętywaniem przeszłości. W Biblii, ci co chwalili Boga grali na cytrach, bębnach, fletach i wszystkim co ładne i wesołe, a nie dzwonili w dostojne dzwony.
Biblia mówi:
„Chwalcie go dźwiękiem rogu, chwalcie go na harfie i cytrze! Chwalcie go bębnem i tańcem, chwalcie go na strunach i flecie!” [Ps 150:3 – Ps 150:4]
A to co widzę za oknem układa mi się w słowa psalmu:
„Chwalcie go dzwonem ponurym! Chwalcie go sennym pochodem! Chwalcie go nosząc rzymskie narzędzia tortur! Chwalcie go zadumą i depresją!”
I ktoś to nazywa „chrześcijaństwem”? No co wy? Macie wy mózg?