Wolność i niezależność ma swoją cenę. Wiemy to wszyscy. Z książek.
Książki książkami, ale w rzeczywistości jest tak, że kiedy spotkamy kogoś, kto ze względu na większą wolność godzi się płacić dużą cenę, pukamy się w łeb i mówimy mu, że jest głupi i nie umie liczyć.
Bo, przykładowo, nie chcesz pracować dla szatana. Co za głupek – przecież w piekle tak dobrze płacą!
Ostatnio okazją do przetestowania, ile dla kogo znaczy wolność, staje się facebook. A dokładniej sytuacja, w której jakiś nasz znajomy rezygnuje z korzystania z najpopularniejszego serwisu i szuka sobie alternatywy. Traci przy tym oczywiście mnóstwo korzyści, bo im większa społeczność tym serwis społecznościowy więcej wart. Więc co? Niech żyje mainstream!
Główny problem jaki ludzie mają z facebookiem to właśnie kwestia wolności. Serwis jest słynny z bezwstydnego cenzurowania ludzi za łamanie politycznej poprawności, kolaborowania z rządami (Chiny, Niemcy) w ograniczaniu wolności słowa oraz tragicznej polityki prywatności, którą należałoby raczej nazwać polityką braku prywatności.
Nie mówiąc już o tym, że to nie ty, ale system decyduje za ciebie czyj wpis do ciebie dotrze, a czyj zostanie ukryty. Wydaje ci się, że to ty masz kontrolę nad swoim kontem? Masz rację: wydaje ci się.
Są więc tacy, którzy do tego stopnia cenią sobie wolność, że rezygnują z setek albo i tysięcy lajków i przenoszą się gdzie indziej.
I wszyscy uważają ich za idiotów.
Dlaczego? Czy to aż tak niezrozumiałe, że z czyjejś perspektywy są rzeczy ważniejsze niż popularność, wpływy czy pieniądze? Nie no, to się da zrozumieć, że ktoś nie lubi być pod aż taką kontrolą. Ale żeby z takich korzyści rezygnować?
Ciekawe, że to samo można powiedzieć o korzystaniu z banków, pracy na etat, życiu na zasiłku czy liczeniu na emeryturę w ZUS. Że ktoś kto z tego rezygnuje jest tak głupi jak ktoś kto rezygnuje z facebooka.
Najbardziej przygnębiające jest to, że wśród tych, co się dziwią, jest tak wielu ludzi, którzy promują wolność. Zdziwiło mnie to. Więc jaką wartość ma dla wolnościowców wolność, skoro kręcą głową nad kimś, kto zrzeka się własnych korzyści dla tej wolności? Wiarygodność takich wolnościowców jest żadna, bo nic lepiej niż to ich zdziwienie nie przekonuje, że dzielni wolnościowcy dla zysku oddaliby każdą swoją niezależność.
Tacy wolnościowcy pragmatyczni – zysk przede wszystkim, a jak trochę czasu zostanie to pomyślimy i o wolności.
Najlepiej finansowej.
Ekonomia rządzi naszym życiem. Wszystko jest kwestią bilansu zysków i strat. Za to samo każdy godzi się płacić inną cenę – tyle ile jest to dla niego warte.
Po latach życia pod kontrolą mamy-państwa, mamy-kościoła, mamy-firmy czy mamy-mamy cena wolności spadła do zera. Więc skoro mamy jej jeszcze tyle, to czemu nie płacić nią za rzeczy cenniejsze? Za wygodę? Za pieniądze? Za poczucie bezpieczeństwa? Za opiekę?
Kwestia kalkulacji.
Więc ja się tam nie dziwię. Ty wybierasz czym za co płacisz. A że dla każdego cena jest inna, nie dziw mi się, że z popularności mogę zrezygnować – ze swobody wypowiedzi: nie.