Churches are useless.
Chyba sobie w końcu zrobię koszulkę z takim napisem.
Myślałem, że w miarę dorastania, nabierania mądrości i pozbywania się idealizmu, zrozumiem i zaakceptuję, że kościoły jednak są potrzebne. Tymczasem im dłużej żyję, tym bardziej mi się pogarsza.
I żebym mógł powiedzieć: za mało widziałem. Ale widziałem i poznałem chyba wszystko co było to widzenia i poznania. Jak „prawdziwy Polak” wyrosłem w Kościele Katolickim. Byłem członkiem Kościoła Baptysów więcej niż 10 lat. Bywałem w kościołach zielonoświątkowych, charyzmatycznych, anty-charyzmatycznych, u Metodystów, w Kościele Wolnych Chrześcijan (tacy oni wolni jak świnka jest morska), byłem w kościele polskim, angielskim, amerykańskim, ukraińskim i wszędzie jest to samo: instytucja rośnie jak rak, a człowiek znika.
Jak scena z filmu „Brazil”, gdzie człowieka oblepiają papiery, aż pod tymi papierami w końcu całkiem znika.
Jak można było odejść tak daleko od oryginału? Przecież Jezus był tak bardzo pro-ludzki i anty-instytucjonalny, jak tylko się da. Nie miał żadnych pozwoleń, certyfikatów, formalnej edukacji, nie zakładał żadnej organizacji, a do swoich uczniów mówił, że u nich władzy, hierarchi ma nie być. Wszyscy są braćmi i mają się zachowywać jak rodzica.
Widzieliście kiedyś rodzinę, która ma pastora?
Powoli doszłem do momentu, że dopuszczam do siebie myśl już całkiem skrajną. Istnieje hipoteza, że kościoły nie są bezużyteczne. Kościoły są szkodliwe. Czy jest to możliwe, że to przede wszystkim kościoły niszczą chrześcijaństwo?
Jeżeli popatrzeć na źródło i przyjrzeć się uważnie, to łatwo zauważyć że u Jezusa wszystko – absolutnie wszystko – jest personalne. Nie ma procedur, nie ma instytucji, nie ma formalności, nie ma dokumentów. Niczego nie rejestrował, niczego nie formalizował, a jedyne stałe procedury, które można mu przypisać to wspólne jedzenie chleba i wina oraz chrzest. Przy czym Biblia mówi, że nawet chrzest niekoniecznie, bo to jego uczniowie zanurzali nowych wierzących, sam Jezus nikogo nie chrzcił.
W kościołach jakoś milczą nad tym faktem nie-profesjonalizmu Jezusa. Zakłada się milcząco, że wtedy tak było, ale dziś tak być nie może. Wtedy nie było takiej potrzeby, a dziś jest.
Więc co, gdyby Jezus żył dziś to rejestrowałby kościół, kazał tworzyć komisje do spraw misji, studiowałby teologię i zdobywał uprawnienia lekarza? Czy dziś Jezus, gdyby ktoś przyszedł po wsparcie, życzyłby sobie, żeby się najpierw umawiał przez sekretariat, a następnie przeszedł przez komitet niższych pastorów w celu sprawdzenia czy jest zarejestrowany na liście głodujących?
Kiedyś chrześcijanie rozpoznawali kto mówi prawdę a kto jest oszustem za pomocą Ducha Świętego. Dziś za pomocą dokumentów, poświadczeń i certyfikatów.
Pomyśl, czy to jest nowoczesna forma uprawiania chrześcijaństwa? Dla mnie to wygląda jak sposób niszczenia chrześcijaństwa. Albo gorzej: parodia.
Każda forma organizowania się ludzi niesie ze sobą poważne niebezpieczeństwo. Organiczne formy wspólnego funkcjonowania ludzi – znajomości, przyjaźnie, rozmowy, emocje, intuicja – są nieprzewidywalne i trudne do kontrolowania. Zastępuje się więc to co ludzkie, procedurami, zasadami, dokumentami, a ludzi zmienia w funkcje i role, daje im się tytuły i mundury, i wtedy to już nie jest człowiek. „Ja tu tylko pracuję” – mówi były człowiek, obecnie robot.
W świecie firm nazywa się to korporacja.
W świecie chrześcijaństwa nazywa się to kościół.
I o ile w przypadku firm to jest problem, to w przypadku chrześcijaństwa to jest katastrofa.
Biblia mówi, że „kościół to ciało”. Po ludzku: chrześcijanie jako grupa mają funkcjonować jak organizm, organicznie, naturalny, z podziałem na funkcje, dbając o siebie nawzajem. Lubią o tym mówić w kościołach, ale chyba nikt nie rozumie co mówi. Instytucja i organizm to są kompletnie różne rzeczy.
Szeregowy bywalec kościołów nie ma wiele okazji, żeby doświadczyć jak bardzo biurokratyczne jest to, w co wdepnął. Bo mu nie zależy. Przychodzi się wzruszyć, podnieść na duchu, i generalnie poczuć lepiej. Siebie widzi jako konsumenta, Boga jako dostawcę usług, a kościół jako dystrubutora.
Na tym koniec.
I tylko kiedy w życiu słońce zgaśnie i przyjdzie burza, odkryje że Boga nie ma.
Kościoły deklarują, że ich zadaniem jest ludzi zbliżać od Boga. Akurat uwierzę w to co instytucje deklarują! Komunizm deklarował, że przyniesie raj i dobrobyt, a firmy farmaceutyczne żebyśmy byli zdrowi.
Kościoły od Boga oddalają, ale w jak perwersyjny sposób! Kreują się za dystrybutorów Boga i robią z ciebie konsumenta. A kiedy człowiek szukający więcej realności odkryje, że żadnego Boga nigdy nie było, zostaje sam z przekonaniem nie, że to instytucja go wyrzygała – ale że zawiodło go chrześcijaństwo, wiara i Bóg!
Nie wiem na ile ten obraz rzeczywistości jest prawdziwy. Może to tylko niewielki wycinek? Ale trudno mi ignorować fakt, że chociaż od 15 lat popularyzuję Biblię, Jezusa i samodzielne szukanie Boga, to wspierały mnie w tym setki ludzi. Wiele z nich chodzi do kościółów. Pojedynczo ludzie są żywi, rozmawiają, boją się albo nie boją, pytają, pomagają. A kościoły? Nic. Żaden z kościołów nie ruszył palcem, żeby pomóc w czymkolwiek. Chociaż to przecież te instytycje deklarują najgłośniej, że po to właśnie istnieją, żeby szerzyć chrześcijaństwo.
Przypadek?
Świat jest skomplikowany, i relacje między ludźmi i organizacjami to nie jest taka prosta sprawa.
Ale jak chodzi o Boga, to pewny jestem tego, że korporacyjne podejście automatycznie wykopuje Boga za drzwi. Albo Bóg panuje nad naszym życiem, albo procedury, trzeciego wyjścia nie ma.
Jeżeli ktoś mówi, że Bóg mówi przez pieczątki, to przejawia ten rodzaj głupoty, która mi tylko potwierdza co pobyt w kościołach robi ludziom z rozumem.
Jezus obiecał, że przyjdzie zrobić z tym wszystkim porządek. Kiedy przyjdzie to nie wiem, ale jestem przekonany, że nie umówi się wcześniej z pastorem na wizytę.
Tymczasem szukamy patronów dla uczestników obozu w lecie. Mamy grupkę ludzi, których nie stać, a obóz bardzo by im się przydał. Liczę na wszystko i wszystkich. Ale jak do tej pory wyniki zbiórki te same co zawsze:
Ludzie prywatni – 30000
Kościoły – 0
No, tak z grubsza. Orientacyjnie. Mogłem się pomylić.
Tylko tego zera jestem pewien.