Jacek Czubacki, autor bloga historycznego, zrobił zwięzłą analizę tego jak doszło do Powstania Warszawskiego.
Wynika z niej, że kierownictwo podziemnej Polski dzieliło się na patriotów-realistów i patriotów-romantyków. Realiści brali pod uwagę rzeczywistość, romantycy tylko własne fantazje.
Zupełnie jak dzisiaj.
Głównym architektem powstania byli gen. Okulicki. Z opisu przypomina nieco Kaczyńskiego: oderwany od rzeczywistości psychopata, z mesjańskim poczuciem narodowej misji, ślepo wierzący w swoje idealistyczne wizje.
Kaczyński ma swój Smoleńsk, Okulicki miał swój Teheran.
Widział on sprawy tak: ponieważ świat w Teheranie wypiął się na Polskę oddając ją pod wpływy sowieckie, mamy przesrane. W związku z tym należy doprowadzić do jak największej masakry Polaków, po to, żeby wzruszyć świat. Kiedy świat zobaczy dramatyczne sceny, zapłacze nad biedną Polską, zdenerwuje się na Stalina i przygarnie Polaków z powrotem do piersi.
O ile jacyś żywi zostaną.
„Krew będzie się lała potokami, a mury będą się walić w gruzy” – tak pisał Okulicki do prezydenta, przedstawiając swoją wizję przyszłości Polski.
Udało mu się.
I tak fanatyzm i głupota ocipiałych romantyków wywołały powstanie, którego nie skutkiem ubocznym, ale głównym celem, jak się okazuje, było wymordowanie najcenniejszej części społeczeństwa i zniszczenie najważniejszego miasta w kraju.
A to wszystko w celach PR-owych.
Miały one taką szanse powodzenia jak zatrzymanie światowego przemysłu drobiowego przez zdesperowaną kurę, która namówi 10 koleżanek, żeby sobie wyrwały wszystkie pióra.
Ale kury nie przekonasz.
Ani Okulickiego.
Ani Kaczyńskiego.
O tym wszystkim dowiedziałem się dopiero dzisiaj, czytając tekst Jacka Czubackiego. Dzięki czemu Powstanie Warszawskie awansowało na pierwsze miejsce tragedii polskich będących wynikiem połączenia głupoty i romantycznej wersji patriotyzmu.
Warszawę zburzono, ludzie poginęli, ale głupota przetrwała.
Okulicki za doprowadzanie do masowego morderstwa w celach romantyczno-politycznych otrzymał 12 orderów i wieczną chwałę od wdzięcznego narodu. Przynajmniej od tej bezmyślnej części.
Jego dzieło życia natomiast, holokaust Warszawy, który nie przyniósł nikomu nic poza katastrofalnymi szkodami, cieszy się dziś sławą i popularnością, ma licznych fanów, muzeum, film oraz piosenki Lao Che.
I do dziś zachęca tysiące ludzi do entuzjastycznego dążenia do
samozagłady w imię wyższych racji.
Racji, których nikt o zdrowych zmysłach nie jest w stanie zrozumieć.