Odkryłem nową religię: NoFap. Tłumaczenie na polski? NieWalizm.
Religia jest urocza i niewinna. Głównym przykazaniem jest: nie będziesz sobie robił dobrze, bo to źle. Kapłanami są administratorzy na forum i jutuberzy, a prorokami jacyś nałkowcy (nie mylić z naukowcem), którzy udowadniają w internecie, że jak się nie dotykasz w ptaszka, to mózg ci się rozświetla jak choinka i jesteś praktycznie bogiem.
Kiedy o tym usłyszałem pierwszy raz, to pomyślałem najpierw, że to po prostu nowe określenie na katolicyzm. Ale się pomyliłem. To nie katolicyzm, tylko nałka. Czyli konkurencja: taka wersja katolicyzmu bez boga. Ma pełnić identyczną funkcje, ale pozwala młodym ludziom pozostać na fali bieżącej mody. Bo dziś, jak wiemy, w dobrym tonie jest demonstrować pogardę dla przekonań, że świat nie stworzył się sam i że ma jakiś sens.
NieWalizm więc, jak każda religia, twierdzi, że za przestrzeganie zasad jest nagroda. Co jest tą nagrodą? Jak usłyszałem, to aż mi stanął. Mózg. Mózg mi stanął. Bo na liście są niebanalne obietnice.
Nie akceptuj swoich potrzeb seksualnych, a wtedy:
- będziesz mógł się łatwiej skupić
- będziesz pewny siebie
- będziesz miał energię
- będziesz nie mieć toksyn
- dziewczyny, których nie masz, będą na ciebie lecieć
- dziewczyny, które masz, będą cię bardziej kochać
Lista wspaniałości jest dowolnie długa i cały czas się powiększa. Ostatnio widziałem, jak jeden chłopaczyna twierdził, że od szanowania kapucyna rozrosły mu się mięśnie.
O tym, że dziewczyny mają w oczach wykrywacz walenia, wiedziałem już wcześniej. Jak miałem jakieś 10 lat. Moja psychika wierzyła wtedy głęboko, że wszyscy to widzą, że ja od czasu do czasu te brzydkie acz przyjemne rzeczy robię. Poznają to tym dodatkowym zmysłem właśnie.
W szczególności dziewczyny, one widzą wszystko. Mają one – tak mi się wtedy wydawało – jakiś przerażająco czuły Wykrywacz Przeszłych Orgazmów i dlatego byłem pewny, że kiedy tylko na mnie jakaś popatrzy, to zaraz w główce pojawia jej się myśl: „o, ten to dziś walił konia”. Ta myśl spowoduje w jej niewinnej dziewczęcej duszyczce odruch wstrętu i pogardy, i z kolei mi będzie głupio. Dlatego lepiej nawet się do niej nie zbliżać.
Wykrywacz Przeszłych Orgazmów mają wszyscy, poza mną, oczywiście. Ja jeden nie byłem w stanie po nikim niczego poznać. Długi czas myślałem więc, że tylko ja sam te brzydkie rzeczy robię. Lata miłały i nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać. Ani o to czy robią fap-fap-fap ani o to dlaczego te brzydkie rzeczy są właściwie brzydkie. I komu to szkodzi, do ciężkiej anielki. Bo lata lecą a ja wcale nie ślepnę i ptaszek mi nie odpada.
W końcu zapytałem. A jak raz zacząłem, to pytałem na prawo i lewo. I zaraz się okazało, że:
- Wykrywacz Przeszłych Orgazmów nie istnieje
- Wszyscy to robią i to nieporównywalnie częściej niż ja
- To nie jest żaden grzech
- To nie jest brzydkie, tylko zupełnie naturalne
- Zgadzają się z tym fakty, seksuolodzy, Biblia i każdy kto ma jakiś rozum
I wtedy moja zbudowana na katolickim poczuciu winy i krakowskiej pruderii psychika doznała szoku. Bo okazało się, że to wcale nie fapowanie było powodem psychicznych tortur. Prawdziwą trucizną było wynikające z szatańsko ułożonych zasad świata poczucie winy.
Oczywiście są też i tacy, którzy mieli całkiem inne przygody z konnicą i w zupełnie innych miejscach z konia spadli. Ale niezależnie od tego, na którym rumaku kto przez życie jedzie, prawdą w niemal każdym przypadku jest to: to nie masturbacja jest przyczyną problemów psychicznych.
Dlatego wiem dobrze, że NieWalizm na dłuższą metę nic nikomu nie da. Bo działa tylko na psychikę z pomocą indoktrynacji i faktyczny, fizjologiczny seksualizm nie ma tu nic do rzeczy. Seksuolodzy zresztą są zgodni, że tłumienie fizjologii filozofią, nie prowadzi na dłuższą metę do niczego dobrego.
Więc czy ci wszyscy ludzie opowiadają o tym jak te dziewczyny na nich teraz lecą, kłamią? Niekoniecznie. Bo ten cały NoFap na swój sposób jednak działa.
A powodem jest znane zjawisko nakręcania.
Jak dobrze nakręcić człowieka, to uwierzy, że mu się życie drastycznie polepsza od jedzenia wyłącznie marchewek, od picia wody ze źródła Zuber albo spania z głową na północ. I może nawet faktycznie mu się polepszy. Tyle że, że nie od tego co myślał.
Spotkałem raz rodzinę, co wierzyła w jedzenie samego tłuszczu. Na śniadanie jedli masło posmarowane masłem, na obiad pili olej. Nie pamiętam co jedli na kolację, chyba słoninę. I wszyscy mieli brzuchy daleko większe niż ja, ale twierdzili twardo, że teraz są zdrowsi, mają energię, nie mają toksyn (nikt mi nie potrafi podać składu chemicznego ani nazwy tych „toksyn”). No możliwe. Zależy jak wyglądali wcześniej.
Znałem innych, co jedli znowuż same jarzyny. Albo takich co pili tylko soki. To samo: życie im się zupełnie zmieniło od tych soków. Zapytałem ostrożnie, co jadali wcześniej. Okazało się, że góry cukru i tony mięsa. Pytam więc jeszcze ostrożniej (bo z ludźmi religijnymi nigdy nie wiesz co się może okazać herezją) czy nie sądzą, że pozytywny efekt mógł się wziąć z tego, że przestali żreć najgorsze możliwe świństwo w kolosalnych ilościach? E, no nie, nie o to chodzi, na pewno nie. To te soki robią cuda. Pij zielone soki, chłopaku, pij.
Raz znowuż gadałem z kimś, kto się zachwycał swoją magiczną dietą zleconą przez guru. Opowiadał mi o tej diecie i jej cudownych efektach dobrą godzinę. Człowiek o niczym innym nie myślał, tylko o jedzeniu, jakby w życiu nie istniało nic innego. Już mnie tym irytował, więc podrążyłem trochę i się okazało, że tak zupełnie przy okazji gość ćwiczy jeszcze. Codziennie. Przez godzinę. Dietetyk mu kazał jako dodatek do diety. Pytam czy może to nie te ćwiczenia były jednak ważniejsze niż to co je? Bo ja jem WieśMaki i frytki w McDonaldzie a mam dokładnie ten sam efekt, bo jednocześnie jeżdżę w pierony na rowerze. To się gość zdziwił pytaniem. Ćwiczenia?! E tam, to nie ważnie. To dieta jest ważna!
Więc jak widać można mieć zupełnie inne religie, tylko cudowne efekty zawsze takie same. Zawsze energia, zawsze toksyny i zawsze bezkrytyczny entuzjazm.
A są nawet tacy, co głęboko wierzą, że szmata na twarzy chroni ich przed chorobami.
Więc skoro ktoś ma ochotę wierzyć w to, że fanatyczna wstrzemięźliwość seksualna zapewni mu powodzenie u kobiet, to co to komu szkodzi?
No, jeżeli alternatywą jest uzależnienie od pornografii, to faktycznie lepsza fanatyczna abstynencja niż niekontrolowany nałóg. Ale nie można tak stawiać sprawy stawiając obok siebie wyłącznie skrajne przypadki. Dla większości ludzi ani pornole ani tryskanie białą energią nie są problemami wpływającymi na żadne ważne sfery życia. Chyba, że pośrednio – przez poczucie winy, potępianie siebie, które są efektem długoletniej indoktrynacji. Dla takich ludzi NoFap jest bez sensu.
Jeżeli chodzi o fakty, dane i medycynę, to dla zdrowego człowieka pozytywne skutki ujeżdżania rumaka daleko przewyższają skutki ciągłego powstrzymywania się od jazdy wierzchem. Apostołowie NieWalizmu opowiadają nieraz o jakiejś „pozytywnej energii”, która im się pojawiła w nagrodę za wstrzemięźliwość. Jeżeli jakaś się pojawiła faktycznie, to występuje ona wyłącznie w wyobraźni, bo fizjologicznie nie ma czegoś takiego. Jest tylko napięcie seksualne, rodzaj rozdrażnienia, które szuka sobie ujścia, gdzie może. Jeżeli ktoś przekieruje to napięcie na coś ciekawszego, to akurat dobrze. Ale zdrowe to specjalnie nie jest.
Najdziwniejszym argumentem NieWalistów jest to, że urządzanie sobie przyjemności na linii ręka-pałka jest nienaturalne i sztuczne. No wybaczcie mi ale, takie twierdzenia to już czysta ignorancja. Masturbacji nikt nikogo nie uczy! Pojawia się naturalnie już o kilkuletnich dzieci, i to jest zupełnie normalne zjawisko. A jak ktoś ma wątpliwości, to niech da sobie nura w świat zwierząt. Tam się przekona czy to zjawisko naturalne czy sztuczne. Przypominam: psy czy małpy nie mają religii, szkoły, telewizji ani YouTube.
To właśnie ideologia NoFap jest sztuczna, bo przecież ingeruje mocno w naturalne zjawiska. I najlepszym dowodem jest to, że żeby ludzi utrzymać w mocnym postanowieniu uciekania od własnej seksualności, musi ich ustawicznie bombardować ideologią z filmików na YouTube. Musi, bo zdrowy chłopak pozostawiony sam sobie na dłuższy czas, bez żadnych narzucanych mu z ekranu filozofii, dość szybko weźmie sprawy w swoje ręce i się odpowiednio zrelaksuje. I będzie z tego bardzo zadowolony.
Dopóki ktoś nie przyjdzie i mu nie wmówi, że ma się czuć źle.
Od średniowiecznego Kościoła Katolickiego NieWalizm różni się tylko tym, że pierwsi straszyli karami a drudzy obiecują nagrody, ale obie filozofie mają ten sam cel: kontrolowana impotencja.
Przychodzi to w tych czasach o tyle łatwiej, że chłopcy są dzisiaj i tak już prawie aseksualni. Szukają tylko pretekstu, żeby z dziewczynami się nie spotykać, nie rozmawiać i z domu nie wychodzić. A teraz jeszcze dostali w prezencie ideologię do tej swojej hodowanej nad komputerem impotencji.
Jeden efekt tego wszystkiego, który od biedy można uznać za trwały i pozytywny, to trening silnej woli. Wiara w siebie, opanowanie, konsekwencja w postanowieniach – to bardzo dobre cechy. Pożyteczne dla mężczyzny i cenione przez kobiety. Czy kobiety będą przychylniej patrzeć na kogoś, kto ma silną wolę i opanowanie? Czy siła kogoś kto potrafi opanować swoje instynkty będzie dla nich atrakcyjna? Oczywiście.
Ale czy naprawdę nie ma lepszych sposób na taki trening niż przez promowanie impotencji?
I tak już to nowe pokolenie wygląda jak ostatnie sieroty. Jak człowiek patrzy na takiego metroseksualnego wygolonego wymoczka, to aż budzi litość.
Proszę was, nie dobijajmy ich do reszty. Niech przynajmniej raz na parę dni przypomną sobie, że mają coś między nogami.
Tekst Co to jest NoFap i z czym się to wali napisał Martin na To Be Happy.