Dzisiaj ma nastąpić koniec świata.
Po wczorajszym spotkaniu ze studentami socjologii, koniec świata wydaje mi się całkiem przyjemną perspektywą. Wreszcie byłby święty spokój.
Z drugiej strony mam jakieś niczym nie uzasadnione przeczucie, że czekanie na koniec świata może się skończyć tak samo jak czekanie na zniesienie meldunków.
W razie czego istnieje dobry, wypróbowany sposób na wyjaśnienie dlaczego końca świata nie było. Należy po prostu powiedzieć, że był, owszem, tylko, że był niewidzialny i nikt nie zauważył. Albo, że przebiegał na poziomie kwantowym. Co to w praktyce oznacza właściwie to samo, ale brzmi bardziej naukowo. To ważne. Bo ludzie nie wierzą w bajki. Więc kiedy im powiesz, że niewidzialna dobra wróżka sprawiła, że zniknęło 100zł z twojej kieszeni, to cię odeślą do domu wariatów, ale kiedy powiesz, że to były efekty kwantowe, to powiedzą „wow” i poproszą o autograf.
Skoro więc koniec świata się zbliża, niczym ksiądz proboszcz po kolędzie, nie muszę już się gryźć w język. Chciałem więc przy tej okazji życzyć wszystkim nadętym, drętwym, nudnym, aroganckim palantom, żeby udławili się własnym poczuciem wyższości i tym samym nie doczekali końca świata.
Życzyłbym dużo więcej i bardziej kwieciście, ale szkoda marnować ostatniego dnia. To lecę. Póki mogę.