Człowiek głęboko wierzący – ten to ma dobrze!
Usłyszy: znieśmy ubóstwo ustawą! Nie dowierza.
Powiedzą: zrobimy to, bo jesteśmy uczciwi i nam zależy! I już wierzy.
Człowiek wierzący.
A modlitwa? O, modlitwą to już w ogóle można wszystko. Dług publiczny? Zmienimy modlitwą. Problem pijaństwa? Przemoc domowa? Szesnastolatka w ciąży? To się wszystko da zrobić. Tylko trzeba się więcej modlić.
Człowiek niewierzący wziąłby się za edukację i rozmawiał ze swoimi dziećmi. Człowiek wierzący nie traci na to czasu, tylko leci do kościoła. Albo spotkanie grupy modlitewnej. I tam walczy o lepszą Polskę.
Za pomocą gadania w powietrze.
Albowiem jeżeli uda się odpowiednio dużą żarliwość w sobie wygenerować, wtedy magia zadziała i stanie się wszystko co chcemy. Modlitwa może wszystko!
I wtedy jedyne czego można się obawiać to to, żeby ktoś bardzo wierzący nie wpadł na pomysł pomodlić się słowami: „Panie Boże, spraw, żebyś nie istniał”. Bo wtedy Bóg nie będzie miał wyboru. Magia modlitwy jest zbyt silna.
Człowiek wierzący wierzy.
Że wystarczy zapisać się na kurs angielskiego, żeby mówić po angielsku. Że wystarczy kupić gitarę, żeby zostać muzykiem. Że wystarczy rozdać wszystkim po 500 złotych, żebyśmy byli bogatsi.
Tak prawdę mówiąc to można by rozdawać i po 2000. Tylko do tego trzeba więcej wiary. A tym, co teraz rządzą, trochę jej brakuje. Ale i to dobre. Dobra zmiana.
Wierzmy więc dalej.
Że ustawą da się znieść ubóstwo.
Że apel smoleński jest wystarczającym uzbrojeniem dla armii (gdyby nie wystarczył, zawsze jest modlitwa).
Że każdy, kto prowadzi firmę, jest bogaty. Mógłby płacić pracownikom trzy razy więcej. Mógłby, ale nie jest wierzący.
Że wpłacanie do ZUS gwarantuje odpowiednią emeryturę. Dlaczego? Bo przecież ZUS trzyma twoje pieniądze na koncie emerytalnym. Są tam bezpieczne.
Że każdy problem zamieciony pod dywan z czasem rozwiązuje się sam. Dlatego lepiej o problemach w ogóle nie rozmawiać, bo unika się nieprzyjemnych kłótni.
Wierzymy w każdą głupotę, która tylko pozwoli przeżyć dzień w spokoju do wieczora. A jutro? O jutrze to pomyślimy jutro. Dość problemów mamy z dziś.
A owszem, mamy. Dlatego, że dziś mamy to dziś, co było jutrem wczoraj. Jutrem, które każdy ignorował. A jednak jutro przyszło i jakimś cudem zmieniło się w dziś.
A co będzie kiedy minie trochę czasu i kolejne jutro stanie się dziś?…
Nie, o tym lepiej nawet nie myśleć.
Odłóżmy to na jutro.
I w ogóle nie przesadzajmy z tym myśleniem. Po co tyle myśleć?
Człowiek wierzący to człowiek wierzący. Myśleć nie musi.
—
PS: Blog sponsoruje mecenas: Dam Koszty.com.