W książce „Być jak Hiob” ksiądz Michał Olszewski opisuje jak wyganiał demony wegetarianizmu z jednej członkini GreenPeace.
Demony nie chciały wyjść, bo życie bez mięsa bardzo im się podobało.
Egzorcysta w związku z tym posłał kolegę księdza po kiełbasę. Na to duchy „bądź człowiekiem, nie przynoś kiełbasy”. Wtedy wojownik duchowy przypomniał sobie, że mieli też i salceson.
– Salceson przynieś.
Przyniósł. Ksiądz Michał połączył go sprytnie z figurką matki boskiej z Guadelupe i powiedział:
– Pod rozkazami Matki Najświętszej z Guadelupe macie jeść ten salceson!
Jeść zaczęły, ale zaraz powiedziały, że nie wytrzymają tego i wyszły. Też bym wyszedł. Przecież to straszne świństwo.
Ksiądz Michał jest przykładem jednego z tych coraz liczniejszych egzorcystów, którzy mają większe zaufanie do demonów niż do Boga. Swoją wiedzę czerpią przede wszystkim ze słów i zachowań demonów.
Biblia? Gdzie jaka Biblia! Znajdźcie mi gdzieś w Biblii choćby sugestię, że przy wypędzaniu demonów należy się powoływać na kogokolwiek poza samym Bogiem. Albo gdzie tam jest kropienie „wodą święconą”? Albo używanie talizmanów (krzyże, figurki, święte sole z Guadelupe) i zaklęć (po łacinie najlepiej)?
Że o fakcie istnienia demonów wegetarianizmu nie wspomnę.
Ja się tam nie znam. Ale tyle wiem, że moja inteligencja nie godzi się na bezkrytyczną akceptację faktu, że z jednej strony egzorcyści podkreślają jak te demony strasznie kłamią a z drugiej wierzą im na słowo kiedy powiedzą „jesteśmy demonami wegetarianizmu, harrypoteryzmu i kawy rozpuszczalnej”.