W ostatnich tygodniach Bitcoin pokazał czym jest i udowodnił czym będzie.
A dokładniej mówiąc pokazał czym nie jest.
Bitcoin jest przedstawiany jako alteratywna waluta. Ale szczerze powiedzcie: kto z was korzystałby z usług banku, w którym wysłanie 5 złotych do kolegi kosztuje 60 złotych i trwa 2 dni?
Wyjaśniam: w świecie Bitcoina opłatę za wysłanie środków z twojego adresu na inny ustalasz sam. Możesz ją oczywiście ustalić na zero. Ale, żeby wysyłka mogła być zrealizowana, komputery uczestniczące w systemie muszą potwierdzić autentyczność transakcji. Jeżeli tych transakcji do potwierdzenia jest dużo, wybiorą oczywiście najpierw te transakcje, za które dostaną większą nagrodę – czyli to, co ustawiłeś jako opłatę.
Więc twoją transakcję, z nagrodą równą zero, wybiorą na końcu.
Co w praktyce oznacza, że na swój przelew możesz czekać i rok.
Bitcoin właśnie osiągnął swój cel: stał się popularny. Ale jednocześnie traksakcji przybyło tak dużo, że średnia opłata za jedną transakcję wzrosła już do ponad $20.
Przeciwnicy Bitcoina często argumentowali, że ten system płatności nie ma sam w sobie żadnej wartości. Nie stoi za nim złoto, surowce ani nawet gwarancje państwa.
To prawda, ale Bitcoin sam w sobie wartość jednak miał: była nią jego użyteczność. Bitcoin zaspokajał potrzebę szybkich, tanich, nieograniczonych, międzynarodowych transakcji. Tą samą potrzebę, którą swojego czasu zaspokoił PayPal.
Bitcoin robił to znacznie lepiej. Transakcje były tańsze, szybsze, wygodniejsze, bezpieczniejsze i niezależne od jakikolwiek politycznych wpływów.
I póki to było prawdą, Bitcoin miał wartość. I to ogromną wartość.
Ale dziś mamy paradoks: Bitcoin wyceniany w dolarach jest wart więcej niż kiedykolwiek w historii, ale jego faktyczna wartość Bitcoina spadła do zera.
Bo opłaty wynoszące $20 za transakcję albo też czekanie na rozliczenie miesiącami, uniemożliwiają jakiekolwiek realne zastosowanie. W świecie mikropłatności używanie Bitcoina to samobójstwo.
Oznacza to wszystko, że Bitcoin dziś istnieje wyłącznie jako narzędzie spekulacji, czysty hazard, zabawa w krzesła (kto nie zdąży siąść ten odpada).
Zakończenie tej sytuacji może być tylko jedno: ci, którzy używają kryptowalut muszą ostatecznie z Bitcoina zrezygnować. Przejdą prawdopodobnie na następny w kolejności Litecoin (gdzie średnia opłata wynosi teraz ok. złotówkę, a transakcje są ciągle szybkie).
W posiadaniu Bitcoina pozostaną wyłącznie spekulanci, którzy kupili BTC tylko po to, żeby w odpowiednim momencie sprzedać. Ktoś w końcu zorientuje się, że Bitcoin nie ma żadnej przyszłości (bo nikt go nie używa, bo się po prostu nie da) i opowie o tym dostatecznie głośno.
Wtedy wszyscy naraz zaczną sprzedawać i tak się zakończy kolejny rozdział książki „Extraordinary Popular Delusions and the Madness of Crowds„.