Znowu zaczynają mnie drażnić ludzie bez poczucia humoru.
Zwłaszcza ci, którzy swoje kompleksy, problemy osobowościowe, przerost ambicji nad osiągnięciami, brak kobiety, która by z nimi wytrzymała, niedowartościowanie lub też katastrofalny brak dystansu do samego siebie przerzucają na innych. Zwykle na tych, którym coś w życiu wychodzi, bo się nie boją popełniać błędów i dużo pracują.
Przychodzą więc i się dop***lają.
O to, że źle złapałem chwyt G-dur. Albo żebym zmienił stronę, bo na 6-stej beta-wersji któregoś-tam linuxa z jądrem skompilowanym pod eksperymentalny procesor niszowej firmy z Korei nie widać jakiegoś obrazka. Albo o to, że cenzuruję komentarze, kiedy wyp***lę ze strony jakiegoś ch*a, który jest agresywny, głupi i myśli, że jest u siebie i wolno mu każdego dowolnie obrażać, a przede wszystkim gospodarza.
No ja rozumiem, że się coś nie podoba. Ale za kija pana nie mogę zrozumieć takiego masochizmu, żeby tkwić ciągle w tym samym miejscu i jęczeć, że jest źle, zamiast iść sobie gdzie indziej i zmienić coś na lepsze.
Mi się na przykład nie podoba Wojchech Młynarski. No ale czy to jest powód, żeby wchodzić na jego forum w internecie, żeby napisać tam, że gość bardziej gada niż śpiewa i że nie ma głosu? Czy powinienem chodzić na jego koncerty po to, żeby gwizdać i buczeć? Natomiast dop***cze mają jakąś taką potrzebę. Jest nawet jeden „fan” co dzwoni do mnie co jakiś czas, wyłącznie po to, żeby poinformować mnie, które z moich piosenek są do dupy i z czym on się kompletnie nie zgadza.
Zapisałem go w telefonie jako „Moron 4” – bo przed nim było już 3 innych. Zapisuję ich sobie, żebym wiedział kogo nie odbierać następnym razem jak zadzwoni.
Nie wiem jakim trzeba być poj***em, żeby się nie zorientować, że nikogo jego piszczenie nie interesuje. Nie wiem jaki trzeba mieć burdel w psychice, żeby ciągle łazić za kimś ewidentnie lepszym, i stawiać się wobec niego w roli autorytetu i doradcy. Nie wiem jakim trzeba być bezmyślnym durniem, żeby ocenę własnej kompetencji nie popierać absolutnie żadnym osiągnięciem w swojej eksperckiej dziedzinie. I jakim trzeba być oszalałym pomyleńcem, żeby w takiej sytuacji znaleźć sobie kogoś, kto dla odmiany wie o czym mówi (bo coś zrobił, a nie tylko o tym gada) i zabierać się za jego nauczanie.
To tak jakby człowiek, który spędzał czas na czytaniu komiksów o superbohaterów wyzwał na pojedynek mistrza wagi ciężkiej w boksie.
Z jednej strony ja naprawdę, autentycznie lubię ludzi. I naprawdę chciałbym im pomóc – na ile mogę i potrafię – w rozwiązywaniu ich problemów emocjonalnych i psychicznych. Ale co innego zrozumienie dla człowieka, który męczy się z sobą i szuka wyjścia, a co innego dokarmianie kogoś, komu się wydaje, że rozwiąże własne problemy kiedy sie będzie dop***lał do innych, i jeszcze spodziewa się za to wdzięczności, bo przecież pomógł.
Jedyną pomocą jaką ja mogę służyć w tej sytuacji jest powiedzenie prawdy.
Ponieważ tak lubię ludzi, unikam tego, ale skoro ktoś chce się leczyć na cudzy koszt i zostaje pijawką, to sam się o to prosi.
Drogi dop***czu, którego mam na myśli!
Uświadomienie sobie, że jesteś bezwartościowym zużywaczem powietrza, który spędza życie na marnowanie cennego czasu, naprawdę może ci pomóc! Zaakceptuj myśl, że nie jesteś nikim szczególnym – to cię uzdrowi, a nie zniszczy.
Nikogo twoje zdanie nie interesuje, bo jest głupie.
Nikt nie szuka twojego towarzystwa, bo jesteś nudny.
Nikt się z tobą nie liczy, bo nic nie osiągnąłeś.
I tak właśnie ma być. To nie świat jest popieprzony. To ty. To nie ludzie są bezwartościowymi durniami, którzy nie wiedzą co jest wartościowe, a co nie. To ty.
Pamiętaj więc, że twój gust to tylko gust jednego człowieka, który niczego specjalnego nie osiągnął, a nie wzorzec dla całego świata, do którego mają się dostosować ci, którzy coś konkretnego zbudowali.
Skończ więc z idiotycznym przekonaniem, że możesz być dla kogoś autorytetem lub wzorem. Nie będziesz wzorem dla nikogo, bo tylko gadasz i teoretyzujesz. Wzorem są nie ci, co komentują innych, ale ci, których się komentuje.
To co bierzesz za życzliwy uśmiech, jest z trudem powstrzymywanym szyderstwem.
Zaś to co wydaje ci się słuchaniem z uwagą jest niecierpliwym czekaniem, aż wreszcie się odp***lisz i zaczniesz nudzić kogoś innego.
Jeżeli więc uświadomisz sobie to wszystko, jeżeli zrozumiesz, że nie snucie wielkich, ambitnych planów czyni cię lepszym, ale dopiero ich realizacja, że inni niekoniecznie widzą w tobie tak wspaniałego człowieka, jakiego ty w sobie widzisz, wtedy masz szansę stać się o wiele lepszym człowiekiem. Takim, którego ludzie autentycznie lubią, a nie tylko tolerują przez tradycyjną, polską grzeczność.
Natomiast fakt, że Martin Lechowicz chce z tobą gadać, rzeczywiście bardzo dobrze świadczy – o Martinie Lechowiczu.
A wszystkich, których ten tekst nie dotyczy nie przepraszam. Rachunek prawdopodobieństwa wskazuje, że wcześniej czy później będzie. Bo ostatecznie albo będziesz w życiu coś robić – i wtedy będziesz znosić dop***czy, albo też czyjeś życie komentować – i wtedy będziesz jednym z nich. A już zupełnie żałosne byłoby, gdybyś skończył jako komentator życia postaci z telenowel lub bohaterów filmów.
I niech ta myśl będzie dla nas wszystkich przestrogą i zachęceniem.