Jest w Polsce taka gra. Nazywa się „zobaczysz jak sam” i trwa całe życie.
Polega na tym, że bierzesz kogoś nieświadomego i mówisz mu:
- zobaczysz jak sam pójdziesz na studia
- zobaczysz jak sam będziesz chodzić do pracy
- zobaczysz jak sam będziesz mieć dom
- zobaczysz jak sam będziesz mieć żonę
I tak dalej.
Celem gry jest przekonać drugiego, że nie jesteś leniwym i głupim nieudacznikiem. Osiągasz to powtarzając mu, że zdanie matury jest tak niesłychanie trudne, że temu kto tego dokonał należy się pomnik już za życia.
Najbardziej irytującą odmianą gry jest „zobaczysz jak sam będziesz mieć dzieci„.
Ludzie, którzy mają dzieci i grają w tą grę starają się za wszelką cenę przekonać tych, którzy nie mają dzieci, że:
- dzieci są zrobione z nitrogliceryny
- przewijanie dziecka jest jak wypędzanie demonów
- po urodzeniu dziecka nie śpi się i nie je przez 2 lata
- dziecko choruje dwa razy na tydzień i żyje w stanie agonalnym
- dziecko sra Cyklonem B
- dziecko kosztuje miliony
Wybaczcie mi ci, którzy macie dzieci, ale po prostu nie wierzę.
Nie wierzę dlatego, że grałem w tą grę całe życie. „Zobaczyłem sam” maturę, studia, pracę, mieszkanie samemu, prowadzenie firmy, bycie w związku i zawsze okazywało się, że problem nie był w tym, że to takie trudne. Problem był w tych, co mówili, że to takie trudne.
To nie problem był problemem, tylko oferma, która o nim mówi.
Jeżeli masz dzieci i przedstawiasz ten fakt jako osiągnięcie porównywalne z przeżyciem obozu Auschwitz, to być może wydaje ci się, że wbudzasz tym szacunek i podziw.
Nic podobnego.
Powiem ci jak brzmisz. Brzmisz jak ofiara losu, która w najbardziej naturalnej i powszechnej rzeczy widzi coś co wymaga nadludzkich zdolności. Brzmisz jak człowiek leniwy i głupi, dla którego wysiłek i dyscyplina jest czymś wyjątkowym, a nie normą. Brzmisz jak człowiek, którego życie jest tak nudne i puste, że jedyne, czym może się pochwalić to to, że udało mu się zrobić dziecko. I robi teraz z tego wyczyn stulecia, terroryzując werbalnie wszystkich, którzy dzieci nie zrobili. Być może zrobili coś dobrego dla stu tysięcy osób, ale co z tego – przecież nie mieli dziecka.
Żałosne.
Według Biblii trzy miliony ludzi wyszło z Egiptu pod wodzą Mojżesza. Dzieci było tam mnóstwo, setki tysięcy. Łazili z tymi dziećmi przez czterdzieści lat i po drodze urodziło się jeszcze więcej dzieci. I nikt w tym opisie nie wspomniał o tym, że te wszystkie dzieci na pustyni to był nadludzki, katorżniczy wysiłek.
A ty w 2014 roku wołasz, że przewożenie dzieci w samochodzie ze specjalnym fotelikiem i klimatyzacją jest praktycznie niemożliwe. A każdego kto śmie wątpić terroryzujesz słowami „najpierw zrob własne dzieci, a potem się wypowiadaj”.
Rodzicu kochany, nie rób tego. Bo brzmisz jak kompletny nieudacznik, jak oferma, jak palant, który nie potrafi sobie poradzić z czymś, z czym radzono sobie przez wieki trwania ludzkości. A masz do dyspozycji narzędzia i możliwości jakich nikt nie miał przez wieki trwania ludzkości.
Może to nie z wychowywaniem dzieci jest problem, tylko z tobą?
Nikt nie przeczy, że dzieci – rzecz trudna. Trudne są też studia. I praca jest trudna. I nauka języków. I prowadzenie domu. I życie z chorobą. I setki innych rzeczy, bo po prostu życie jest trudne.
Zaakceptuj to wreszcie, rodzicu, zamiast robić z siebie idiotę.