W sobotę obchodziliśmy narodowy dzień głupoty.
Przynajmniej takie miałem wrażenie jeżdżąc po ulicach. Rowerzyści zajmujący całą szerokość ścieżki rowerowej, samochody sygnalizujące skręt i jadące prosto, ludzie chodzący jak pijani, jeżdżący bez wyobraźni. Facet w koszulce z wielkim napisem „Polska” przejeżdżający na rowerze na przejściu dla pieszych na czerwonym świetle tylko po to, żeby stanąć zaraz za tym przejściem w poprzek i czekać na koleżankę, która zaczęła go wyzywać od durniów pytając retorycznie po ch jedzie jak idiota na czerwonym skoro i tak będzie stał.
Wszędzie gdzie nie spojrzeć tępy optymizm egoistów pozbawionych rozumu: rób sobie dobrze, rób byle jak, nie patrz w przyszłość, jakoś to będzie.
Koszmar.
Boże, czemuś mnie nie uczynił bezmyślnym, tępym kretynem? Takim jak wszyscy dookoła?
Ludzie postanowili nie przyjmować do wiadomości, że wszystko co robią będzie miało konsekwencje. A kiedy konsekwencje przychodzą to co robią? Powiedzą „mam co zasiałem”? „Trudno, byłem głupi”? „Czas się zmienić”?
Gdzie tam – z podziwu godną głupotą wymyślają po fakcie absurdalne uzasadnienia dlaczego doszło do tego, do czego doszło. Uzasadnienia obejmują obowiązkowo winnego, na którego zrzuca się całą złość i frustrację. Bo w umyśle głupiego za zadźganie niewiernej żony przez nerwowego męża odpowiada nie mąż, nie żona, nie kochanek ale producent noży.
A do tego im kto głupszy, tym chętniej wyznaczy na worek do bicia te osoby, które najgłośniej go przed konsekwencjami jego głupoty ostrzegały. Łatwo przewidzieć, że jak przyjdzie w końcu krach globalnego systemu finansowego to najbardziej winni będą wolnorynkowcy. Socjalizm zniszczył, kapitalizm będzie winny. Logika idioty.
Kiedy tępi się te osoby, które mogą najbardziej pomóc w kryzysie, odcina się sobie ostatnią możliwość wyjścia z nadchodzącej nieuchronnie, samonakręcającej się beznadziejności.
Widziałem taki to właśnie smutny koniec w sobotę w filmie „Miasto 44”. Gdzie mieliśmy okazję zaobserwować jak Polacy najpierw bluzgają na ruskich, pogardzają ruskimi, obrażają ruskich – a zaraz potem wyrażają niezłomne przekonanie, że ruskie pomogą im w powstaniu.
Ten film powinien być przestrogą dla wszystkich jak potworna jest cena głupoty. Niestety nie jest – ludzie w swojej masie jak byli głupi, tak dalej są. I proszę, nie każcie mi podawać przykładów. Od lat to robię, zmęczony już jestem.
Głupota jest straszliwie irytująca i potwornie męcząca, ale nie przesadzajmy – nie jest aż taka straszna. Bo głupi sam ponosi konsekwencje swojej głupoty. Jak pisał Salomon: „jeżeli jesteś mądry, to sam masz korzyść z tej mądrości, jeżeli jesteś szydercą, to sam za to będziesz cierpiał” [Prz 9:12] Dobrze pisał.
Gorzej jak jesteś w jakiś sposób związany z tym głupim. Wtedy będziesz dzielić konsekwencje jego głupiego życia. To też nie musi być jeszcze takie straszne. Gdyby było, nikt nie miałby dzieci.
Ale są granice robienia interesów, mieszkania, grania i chodzenia z głupimi.
Bo jest głupek, który chociaż głupi, to będzie cię słuchał. I będzie wdzięczny za twoją mądrość. A jeżeli nawet nie zauważa konsekwencji, to ma zaufanie. Albo zwyczajnie cię lubi.
Ale jest i dureń, o którym Jezus powiedział „nie rzucajcie pereł swoich przed wieprze, by ich nie podeptały i obróciwszy się, nie rozszarpały was” [Mat 7:6]
Z tym pierwszym można być. Z drugim – serdecznie odradzam.
Masz głupią żonę? Masz głupiego męża? Masz głupiego szefa albo wspólnika? Igrasz z ogniem.
Ale jeżeli cię ów kretyn słucha, docenia i okazuje wdzięczność, nic się takiego nie dzieje. Jeżeli nie – zrób wszystkim przysługę i wyrzuć tego kogoś z życia. Bo i ona w końcu utonie i jeszcze ciebie pod wodę wciągnie.
Niektórzy nauczą się tylko jak poczują ból. Dla takich ośrodkiem edukacji jest nie głowa, ale dupa.
To, że ludzie wszędzie dookoła są potwornie głupi, bezmyślni i pozbawieni wyobraźni to też jeszcze nie byłoby takie straszne. Nieszczęście polega na tym, że są oprócz tego smutni, przygnębieni, ponurzy i poważni.
Nie ma większego kretyna niż kretyn w garniturze.
W filmie „Harvey” z 1950 roku padają słowa: „in this world, Elwood, you must be oh so smart or oh so pleasant”.
Tak, można być albo bardzo bystrym albo bardzo sympatycznym. Miłej dziewczynie idzie w życiu łatwo i mądrej dziewczynie też idzie w życiu łatwo.
Sęk w tym, że większość ludzi nie dość, że głupia to jeszcze odpychająca. Neither smart or pleasant.
I dlatego uważam, że najtrudniejszą rzeczą, jakiej przyszło mi się nauczyć, to nie mówić ludziom wszystkiego co naprawdę o nich myślę.
Bo to ani smart ani pleasant.