Widzę, że zaczęła się już akcja pod tytułem „ja już głosowałem, a ty?”
Ludzie chwalą się nie tym, że głosowali na KOGOŚ, tylko tym, że GŁOSOWALI.
Pierwsze mogę zrozumieć, drugiego nie. Głosując na KOGOŚ, wyrażasz zaufanie do niego, dajesz mu władzę i zwalniasz go z odpowiedzialności biorąc ją na siebie. Rozumiem, że może być czasem sens w tym, żeby komuś zaufać na tyle, żeby oddać mu część swojej wolności. Bywa.
Bo wybieranie władzy w głosowaniu to oddawanie w czyjeś ręce prawa do decydowania o sobie. I owszem, wolny człowiek ma również i takie prawo.
Ale chwalić się samym faktem głosowania? To tak, jakby sugerować, że prawo do zrzekania się własnej wolności to nie prawo, ale obowiązek. Czyli, że co, że ja, jako człowiek, nie mam prawa uważać siebie samego za swojego pana? Że MUSZĘ kogoś wybrać, żeby nade mną panował? To mi chcesz zasugerować miłośniku głosowań?
Jakim cudem ludzie dali się przekonać do tak ślepej wiary we władzę? Toż byle chłop z XIX-wiecznej wsi rozumie, że to kompletny absurd głosować na byle kogo. Tak jakby ważne było tylko jedno: żeby ktoś miał prawo mówić „rządzę tobą bo mnie wybrałeś”. Wszystko jedno kto. Byle nie ty.
Ja nie głosuję – i TO jest coś z czego można być dumnym! Bo ten fakt mówi:
„Nie widzę nikogo, komu chciałbym powierzyć władzę nad swoim życiem. Nie oddaję jej więc nikomu. Zostawiam ją dla siebie samego”.
Co to zmienia? To, że jeżeli ktoś chce mną rządzić, to nigdy będzie miał prawa powiedzieć, że ma na to moją zgodę. Nie, nie ma. Niech rządzi tak jak zawsze rządzą wszystkie rządy: siłą. Przemocą. Przymusem.
Demokracja jest fikcją. Zawsze była. Nigdy w historii nie była czymś trwałym: właśnie dlatego, że jest fikcją. Jest tylko inną formą tej samej gry, opartej na przemocy, przymusie i rabunku. I zawsze przy tych samych idiotycznych hasłach, że to dla naszego dobra.
No dobra, skoro jest, to niech będzie. Ale przynajmniej tyle możesz robić ty i ja, żeby nie demonstrować dumnie, głośno i publicznie, jak bardzo daliśmy sobie nasrać w mózg. Że swoją największą porażkę – oddanie prawa do decydowania o sobie – obwieszczamy całemu światu jako zwycięstwo. Jako powód do dumy.
Bo to tak jakby napisać na drzwiach domu: „dziś zostałem niewolnikiem. A ty?”
(tekst pochodzi z bloga MartinLechowiczCom, na którym mogę pisać co chce, nawet wtedy, kiedy facebook daje mi bany na miesiąc)