Czyżby niebiosa zlitowały się chyba nad umęczoną Polską? Bo do wyborów 5 dni, a Korwin jeszcze nie podłożył sobie nogi.
Jak do tego doszło – zadaje sobie pytanie naród. Otóż narodzie, ch** wie. W Polsce wszystko jest możliwe. Nawet to, że Korwin nie strzeli sobie w muchę.
Wszyscy czekamy z utęsknieniem na mądrości życiowe z głębokiej przeszłości, z czasów kiedy jeszcze wszystko miało sens, bo zamiast rozmawiać, wbijało się na pal. Młodzi ludzie naprawdę potrzebują wiedzieć, że zawsze się troszeczkę gwałci, a kobiety przejmują poglądy mężczyzn wraz ze spermą. Szerzenie zdrowych poglądów jest nieodzowne w pracy polityka.
A poza tym współczesne społeczeństwo potrzebuje żyć, żreć i rżeć. I Korwin dostarcza co najmniej dwóch z tych trzech wartości.
Po dwóch debatach, po których porzygaliśmy się wszyscy z nudów, debatujemy więc już tylko nad tym czy Korwin zdąży palnąć coś, po czym zadrży ziemia. Zdąży czy nie zdąży. Bo już niewiele czasu zostało. Jak się nie postara to jeszcze, broń go Panie Boże, znajdzie się w sejmie. W sejmie niby łatwo: trzeba całować w ręce panie i dawać w mordę panom. Ale co zrobi Korwin z poseł Grodzką? Czy warto narażać się na taki stres?
Jeszcze zostało parę dni, żeby rzucić w media coś na miarę pierwszego socjopaty Rzeczpospolitej. Coś, od czego udławimy się piwem. Coś, co przejdzie do legendy.
Zdąży? Czy nie zdąży? I co to będzie? No jak myślicie?
I to jest jedyne, nad czym jeszcze chce nam się debatować. Wszystko inne jest zbyt oczywiste, zbyt przewidywalne i zbyt nudne.
Bo i tak każdy kto chce mieć wpływ na swoje własne życie wie, że prawdziwy wybór, jaki przed nim stoi, to nie decyzja na kogo głosować w wyborach. Ale decyzja czy wyjechać z Polski. I kiedy. I dokąd.
Bo prawdziwe głosowania odbywają się nogami.