W związku ze sprawą aresztowania Rossa Ulbrichta, twórcy Silk Road, zadano mi takie pytanie: dlaczego państwo nie powinno likwidować straganu, na którym sprzedaje się rzeczy nielegalne? Bo powszechnie wiadomo, że na Silk Road można było kupować i sprzedawać wszystko: od majtek do karabinów AK-47, od pierogów do heroiny.
Mało uczciwe są takie pytania. Implikują, że każdy kto powie „państwo nie powinno zabraniać” staje się automatycznie zwolennikiem kradzieży, gwałtów, narkotyków, morderstw na zlecenie i nielegalnych żarówek.
Żeby było jasne powiem wyraźnie: państwo, jako reprezentant społeczeństwa, powinno karać za przestępstwa. A przestępstwo jest tam, gdzie jest ofiara.
Więc: kradzieże, gwałty, pobicia i morderstwa – tak. Narkotyki i żarówki – nie.
Jednocześnie mówię tak: nikt nie ma prawa zamykać miejsca handlu. Niezależnie od tego czym się tam handluje.
Państwo obywatelskie nie jest od decydowania co komu wolno kupować albo sprzedawać. Od tego jest państwo totalitarne. A państwo obywatelskie jest od karania przestępstw. Kupno kija od miotły to nie to samo co pobicie człowieka, a kupienie spinki do włosów to nie to samo co otworzenie zamka do czyichś drzwi.
Rozróżnienie między jednym a drugim jest proste, ostre i jednoznaczne: przestępstwo jest wtedy, kiedy jest ofiara. Jeżeli nie ma ofiary, nie ma powodu do ingerencji. To sprawa między obywatelami.
Czy w jakikolwiek kodeksie moralnym, z Biblią na czele, jest przepis: „nie będziesz kupować tego” albo „nie będziesz sprzedawać tamtego”?
Żadna giełda z natury rzeczy nie może być traktowana jako coś przestępczego z tego prostego powodu, że tam gdzie są dobrowolne transakcje, tam nie można mówić o krzywdzie. Na mocy zasady: volenti non fit iniuria.
Giełda to nie miejsce popełniania przestępstw, tylko miejsce transakcji. Dobrowolnych transakcji. Jeżeli ktoś powie, że kupno pałki jest przygotowaniem do pobicia i należy już na tym etapie ukarać kupującego, to ja powiem, że chodzenie na siłownię tym bardziej. Powsadzajmy więc do pierdla wszystkich, którzy chodzą na siłownię. A idąc tym torem konsekwentnie, należy karać za rodzenie dzieci. Bo gdyby przestępca nie mógł kupić pistoletu, to by nikogo nie zastrzelił, ale gdyby go mama nie urodziła – tym bardziej! W porządnym państwie wszystkie potencjalne mamy siedzą w pierdlu. Za usiłowanie zabójstwa.
W społeczeństwie, gdzie podmiotem jest wolny człowiek, a państwo mu służy, zasada „volenti non fit iniuria” musi być fundamentem prawa. Praktyka pokazuje, że nie jest.
Czym jest państwo, w którym nie przestrzega się tej zasady?
Otóż takie państwo jest państwem opiekuńczym. Państwo takie nie pozwala obywatelom żyć jak chcą, ono decyduje za obywateli i wychowuje obywateli, między innymi za pomocą kar prewencyjnych. A że sprawowanie opieki wymaga władzy daleko większej niż władza stróża porządku, państwo opiekuńcze zawsze musi być państwem mniej lub bardziej totalitarnym.
Ja zdecydowanie wolałbym państwo obywatelskie.
Różnica między państwem obywatelskim a państwem totalitarnym jest w tym, kto komu służy.