Ziemkiewicza wywalili z Onetu. Powiedzieli, że dają co prawda pisać każdemu, ale bez przesady. Są granice buractwa.
Od dawna nic mnie tak nie ucieszyło jak to wywalenie Ziemkiewicza z prywatnego, neutralnego politycznie serwisu medialnego. I nie chodzi mi wcale o to, że jakiś burak, który z pogardy do innych zrobił sobie sposób na życie, dostał to na co zasłużył. Ja sędzią nie jestem, jest mi to obojętne. Niech się tym zajmuje Bóg, historia i dzikie hordy piszące komentarze na portalach internetowych.
Nie, chodzi mi o to, że w końcu postawiono granice chamówy.
Onet tolerował Ziemkiewicza bluzgającego w najbardziej ohydny sposób na starego Stuhra, na młodego Stuhra, na każdego, kto ma inną wizję świata niż on oraz wygadującego głupoty, że „kto nigdy nie wykorzystał pijanej niech pierwszy rzuci kamień”. Tolerował, bo Ziemkiewicz podnosił klikalność.
To samo podejście zalęgło się i w radiu KonteStacja, które założyłem i prowadziłem parę lat. Odszedłem w końcu, bo nie jest mi z tym po drodze.
Ale teraz właśnie w dużym prywatnym serwisie medialnym zdecydowano, że w pogoni za większą oglądalnością już nie wszystkie chwyty są dozwolone. Ktoś w redakcji stwierdził, że nie chce u siebie głupiej, agresywnej, pogardliwej treści po to, żeby trochę więcej zarobić.
Cieszy mnie to bardzo. Bo to znak, że urok pieniędzy lekko traci na sile na rzecz ludzkich odruchów.
Oznacza to też, że luksus rezygnacji z mamony na rzecz czegoś ważniejszego mają nie tylko malutkie media (w moich serwisach Ziemkiewicz ma od dawna bana), ale też i w dużych się to zdarza.
To pięknie. Będzie odrobinę mniej agresji w życiu publicznym. I za to dziś wieczorem wychylę kufelek piwa.
I mam nadzieję, że też do takiej intencji dołączysz.