Postanowiłem zebrać $100 na kurs opowiadania historii z Neilem Gaimanem.
Użyłem do tego serwisu GoFundMe. Wydawał się miły. Poza tym jakiś inny gość napisał, że zebrał $100 na kurs w ten sposób. Po prostu zerżnąłem pomysł.
Już od początku były problemy. Podałem sumę 100 dolarów, napisałem wszystko co trzeba i już chciałem zakończyć, kiedy system mi powiedział, żebym się lepiej upewnił że jestem Amerykaninem.
Ale zaraz, dlaczego mam być Amerykaninem?
Bo, według światopoglądu twórców GoFundMe, tylko jak ktoś zbiera w walucie amerykańskiej to znaczy, że jest Amerykaninem. Równie oczywiste jest również to, że ma konto w amerykańskim banku. O PayPalach i innych takich chłopcy widać nie słyszeli.
No i co teraz? Aaa, dobra, zbieram w euro. Euro ciut więcej warte niż dolar, ale będzie na prowizje i internet, który mam strasznie drogi w tej Hiszpanii.
Potem poprosiłem, żeby rzucić parę dolarów. Ta część okazała się z tego wszystkiego najprostsza. Przy okazji chciałem sprawdzić, czy są tacy, którzy chcieliby, żebym dalej pisał historie. Są.
Dwa dni później sto euro było skompletowane. Pora wypłacić.
I tu pojawił się problem pod tytułem: gdzie ja mieszkam?
Mieszkam w trzech krajach jednocześnie. Konta bankowe też mam w trzech. Sęk w tym, że strona bez pytania założyła sobie, że skoro łączę się przez internet z Hiszpanii, to znaczy, że mieszkam w Hiszpanii i że w Hiszpanii mam konto bankowe.
Nie, nie mam. Hiszpania to akurat ostatni kraj, w którym chciałbym mieć konto bankowe…
Myślę sobie: i co teraz? Jak ja to wszystko mam wytłumaczyć? Nikt mojego życia nie zrozumie.
Bo tak:
- mieszkam w Hiszpanii
- ale, według obywatelstwa patrząc, to mieszkam teoretycznie w Bochni
- ale moja firma jest w UK
- a bank mam w UK
- ale waluta w tym banku to nie tylko funt, ale też dolary, euro i złotówki
- a żeby dostać przelew w euro, podaję konto do banku w Niemczech
Napisałem do nich maila z opisem tego wszystkiego. Całkiem przytomnie zaproponowali, że mi ustawią lokalizację ręcznie. Pełen najgorszych przeczuć sprawdziłem co ustawili. Okazało się, że jestem z Niemiec.
Problem w tym, że jednocześnie z bankiem trzeba podać miejsce zamieszkania. A system nie przewiduje, żeby bank i mieszkanie były w dwóch różnych krajach. Najwyraźniej twórcy GoFundMe wyobrażając sobie bank, widzą wielki budynek z ogromnych sejfem pełnym złota, gdzie po wyciągnięcie gotówki przychodzi się osobiście z wiadrem. Albo taczkami.
No i teraz w ich rzeczywistości bank mam w Niemczech, mieszkam w Niemczech, chociaż zbiórkę prowadziłem z Hiszpanii a wszyscy, którzy się dorzucili są z Polski. I to wszystko miało być w amerykańskich dolarach, ale, jak już mówiłem, to nie jest możliwe mieć dolary, jeżeli się nie jest Amerykaninem.
Mimo wszystko udało się dokonać najważniejszego: dane banku się zgadzały. Ale jaki podać adres zamieszkania? Żeby było to wszystko zgodne z systemem, powinien to być ten sam adres, który podałem bankowi. A w brytyjskim banku, do konta w Niemczech przypisany jest, o ile dobrze pamiętam, adres z Polski. Nie jestem pewien który, bo też ich trochę było.
Tak więc podałem dane adresowe z Bochni. A na końcu tych danych było wpisane „DE”, bo tego się zmienić nie da. System nie pozwala.
I w ten oto sposób okazało się, że Bochnia jest w Niemczech.
Jaki z tego wniosek?
Że podobnie jak PRL, Unia Europejska jest wspaniała. Tylko ludzie nie dorośli.
Po lekcjach z Neilem Gaimanem mam nadzieję, że będę pisał lepsze historie niż ta. Dziękuję więc wszystkim wspierającym i życzę, żeby nie wychodzili z domu. Bo aktualna rzeczywistość prawna nie przewiduje sytuacji, w której ktoś żyje inaczej niż na początku XX wieku.
Martin Lechowicz
Baron of Sealand