Cejrowski powiedział, że jego sposobem na uniknięcie kataklizmów przyrody jest zakopać święty przedmiot poświęcony przez egzorcystę w rogach domu.
Przywołał też wuja, który stwierdził, że tam gdzie była kapliczka na posesji, tam wicher nie uderzył, jak również tam, gdzie zapraszono księdza, żeby poświęcił ziarno przed siewem. Cejrowski twierdzi, że statystycznie rzecz biorąc katolickie czary, gusła i odczynianie ratują przed nieszczęściami.
Z czego wniosek płynie, że żeby uniknąć rozbiorów, okupacji Hitlera, okupacji Stalina i całej reszty polskich historycznych problemów, należało święcić wszystko jak popadnie, obwiązać kraj różańcem i odczyniać.
Z tym, że właśnie to robiono.
Może to kwestia doboru statystyk? Bo jak się porówna wiejską maryjność na Wołyniu z tą z, przykładowo, Gdańska to jest ona co prawda skorelowana z ilością masakr, biedy i nieszczęść, ale w zupełnie inny sposób niż Cejrowski twierdzi.
Że nie wspomnę o porównaniu nieszczęść narodowych jakie w ciągu ostatnich 200 lat dotykały Polskę i takie na przykład Stany Zjednoczone, gdzie święceń odprawianych przez księży egzorcystów na mieszkańca przypadało wielokrotnie mniej, więc i obrona duchowa powinna być słabsza.
Ale może czegoś nie wiem. Pewnie to tajemnica i trzeba dostąpić łaski, żeby ją pojąć.
No ja rozumiem póki co tyle, że nic tak dobrze nie pomaga w dobieraniu statystyk, jak fanatyczna religijność.