Skończył się właśnie mecz Brazylia-Niemcy.
Wszystkie dotychczasowe zwycięstwa Brazylijczyków są niczym i nikt ich nie będzie pamiętać wobec kompletnej katastrofy, upokorzenia jakiego nigdy żadna drużyna w półfinalne mistrzostw świata nie zaliczyła. Brazylia grając na własnym stadionie przegrała 1:7 z Niemcami.
Patrzyłem i nie wierzyłem. Jak było 1:0 poszedłem do kuchni nalać sobie wody. Wróciłem i było 3:0. Myślałem, że się transmisja z meczu zepsuła, więc odświeżyłem stronę. Jak się skończyły reklamy było 4:0.
Gra to gra, nie ma się czym podniecać gdyby nie jeden szczegół, który zwrócił moją uwagę.
To ostentacyjne modlenie się przed, po i w trakcie meczów przez Brazylijczyków. W szczególności Davida Juiza, którego zamknięte oczy i palce, bynajmniej nie środkowe, realizatorzy namiętnie pokazują całemu światu, bo to takie piękne.
Bóg miał najwyraźniej zupełnie inne zdanie na ten temat, albowiem upokorzenie, którym dostał w zęby David oraz jego rozmodleni koledzy jest większe niż wszystkie zwycięstwa razem wzięte. Nikt tego nigdy nie zapomni, bo nigdy żadna drużyna tak wysoko nie przegrała w półfinale. I to jeszcze u siebie.
Mówiłem niedawno w odcinku Odwyku „Bóg bierze łapówki?„, dlaczego uważam takie obnoszenie się z przywiązaniem do Boga podczas zawodów za nieuczciwe.
Przeżywam więc teraz jednocześnie uczucie przykrości i żalu oraz uczucia, że sprawiedliwie się stało. Bo z jednej strony szkoda mi tego Luiza, który płakał po meczu jak bóbr do kamery (on się chyba nie potrafi nie obnosić ekshibicjonistycznie ze wszystkim co akurat przeżywa), z drugiej wydał mi się żałosny i odpychający, niczym 12-latek, który przegrał na podwórku w chowanego i teraz płacze, bo przegrał. Kiedyś o takich mówiliśmy: „nie umie przegrywać”.
Poza tym co z niego za chrześcijanin, skoro gra jest dla niego aż taka ważna? Człowieku, to tylko gra! Tu się kopie piłkę, a nie umiera na raka!
Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić Jezusa, który by płakał do kamery i żalił się wszystkim, bo właśnie przegrał z Piłatem w Chińczyka?
No litości…
Więc niech to będzie nauczka dla wszystkich, którzy próbują z Boga zrobić osobistą sekretarkę, która ma im służyć do ich własnych interesów. Bo na tyle znam tego Boga z Biblii, żeby wiedzieć, że Bóg nie staje po niczyjej stronie!
Bóg ma jedną stronę – własną.
A jak jego dzieci nie wiedzą gdzie jest ich miejsce, to ojciec zrobi to co dobry ojciec zrobić powinien: zleje im dupki.
Bo jak powiadał Jezus „słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych„. I wyrazem szacunku dla pozycji Sędziego Świata byłoby nie wznoszenie na oczach wszystkich inwokacji przed, po oraz w środku, bo się tym samym pokazuje, że Bóg to niby sędzia, ale wiadomo kogo tu lubi bardziej.
Bóg, jak to właśnie widzieliśmy dziś, preferuje uczciwą grę – bez nadprzyrodzonego dopingu.
A co do obnoszenia się z modlitwami na międzynarodowych stadionach, to Biblia mówi (lekko tu parafrazuję):
„A gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy, gdyż oni lubią modlić się, klęcząc na stadionach i przed kamerami, aby pokazać się ludziom; zaprawdę powiadam wam: otrzymali zapłatę swoją.
Ale ty, gdy się modlisz, wejdź do szatni swojej, a zamknąwszy drzwi za sobą, módl się do Ojca swego, który jest w ukryciu, a Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odpłaci tobie.”
Dawid Luiz oraz reprezentacja Brazylii najwyraźniej tego fragmentu nie czytali. Lub też, przeczytawszy, postanowili mieć w dupie i szerzyć chwałę Królestwo Bożego po swojemu.
Jak się to skończyło? 1:7. To 1 to w ramach miłosierdzia, na sam koniec Bóg im zesłał.
To niby tylko gra. Ale Brazylia, kraj, który żyje piłką nożną, nie zapomni tego upokorzenia przez trzy pokolenia.
A mówił Bóg „posłuszeństwo jest lepsze niż ofiara”…
Szkoda, że tak dużo ludzi chce pokazywać swoją gorliwość dla Boga, a tak mało chce słuchać tego, co ma im do powiedzenia.