Karp

2011-12-21Blog3305

– Panie, weź się pan posuń trochę.
– Gdzie się mam posunąć? Tłok jest, widzi pan.
– No to przynajmniej niech pan karpiowi zrobi miejsce.
– Dzięki, ja nie potrzebuję – powiedział karp.

Właściciel ryby spojrzał w dół do wiaderka.

– No co się tak gapisz? – zabulgotał karp.
– Panie, jak pan to robi? – zapytał drugi pasażer.
– Co?
– No, że to wygląda, jakby karp gadał.
– Ja nic nie robię. Może syn coś zmajstrował – powiedział pasażer i spróbował obejrzeć wiaderko od spodu. Ale tłok był za duży.

– Szukaj, szukaj, może tam żonę znajdziesz – mruknęła ryba.
– Weź pan to wyłącz – zirytował się drugi pasażer.
– Ale co?!
– No tego karpia.
– Jak?
– Nie wiem jak, to pana ryba.
– Nie jestem niczyja ryba! – zawołał karp. – Jadę z wami, bo tak mi się podoba.

Inni pasażerowie zaczęli odwracać głowy. Poza tymi, którzy mieli na uszach słuchawki.

– Skąd pan go ma, tego karpia?
– Kupiłem na bazarze. Okazja była.
– Pewnie jakiś chiński, nie?
– Pewnie tak. Ale karp jest karp.
– Jak jestem chiński, to czemu mówię po polsku? – zapytała ryba.
– Hm, faktycznie mówi po polsku – zadumał się właściciel. – I nawet bez akcentu…
– A kupił pan razem z wiadrem?
– Tak, no przecież nie noszę ze sobą wiadra.
– A, no to sprawa prosta. Po prostu gdzieś w wiadrze jest głośnik.
– No może i jest, ale kto przez niego gada?
– No ja gadam! Chyba słychać mnie, nie? Halo!

Obaj panowie stali i gapili się w wiaderko stojące na podłodze, w którym pływała niezgrabnie ryba.

– O nie, tak się nie będziemy bawić – powiedział karp i wyskoczył z wiaderka.

W autobusie wybuchło istne pandemonium. Pasażerowie rzucili się do ucieczki przed miotającą się po podłodze rybą, ale że tłok był duży, a autobus zamknięty, wywoływało to tylko coraz większy chaos i niezadowolenie poszkodowanych gwałtownymi ruchami ludzi. Jakaś starsza kobieta zaczęła przeraźliwie piszczeć, krzycząc „szczur! szczur!” Ktoś dostał łokciem w nos. Komuś wypadła komórka na podłogę i w panice zaczął jej szukać, przewracając dwie inne osoby. Wszyscy krzyczeli jednocześnie.

– I co? Teraz mnie słyszycie? Wiecie już kto mówi? Czy może dalej wyglądam jak głośnik? – krzyczał zadowolony z siebie karp.

Ale chaos był taki, że nikt go nawet nie zauważył. Poza kobietą krzyczącą „szczur, szczur”.

Zanim ludzie się uspokoili z pomocą kierowcy, który zatrzymał autobus i pospieszył zobaczyć, co się stało, karp zdążył wyzionąć ducha.

– Cholera – powiedział właściciel. – I zostałem bez karpia na święta.
– Niech się pan nie przejmuje, kupi pan drugiego.
– Łatwo panu powiedzieć. To była naprawdę okazja.
– Wie pan, w Tesco mają karpie i też są tanie.
– W którym? Tym na Słowackiego?

I obaj panowie pojechali dalej, rozmawiając o cenach ryb w hipermarketach.

I żaden karp im w tym więcej nie przeszkadzał.

Podziel się z głupim światem